Niestety, przypadek opisany przez Grzesia nie jest odosobniony. Po części winnymi za taki stan rzeczy są wszyscy: d-cy zmian, "starzy" i "młodzi".
D-cy zmian nie chcą - albo nie mogą z znanych wszystkim względów - dotrzeć młodego, niestety niesie to za sobą niebezpieczeństwo, że w czasie akcji, na wydane polecenie taki dowódca usłyszy:"sp....j, sam se zrób"
Starsi strażacy dla świętego spokoju wolą zrobić niektóre rzeczy sami, niż usłyszeć powyższe słowa.
Młodsi koledzy bazują na zasadzie mini, czyli robię tylko to, co niezbędne i nic ponad to. Tylko, że potem taki delikwent nawet nie wie, gdzie na wozie leży lewarek, lub co gorsza, która z nasad jest tłoczna, bo nigdy nie obleciał całego wozu ze szmatą.