Witam
Niestety prawdą jest to, co napisał Miko. Jeszcze jest wielu takich, którym nie zależy na ratowaniu poszkodowanych, a bardziej na udowadnianiu sobie tego, że jest się niezastąpionym.
Być może było tak (w opisanym przypadku), że w przybyłym zastępie brakowało osób, które umiałyby użyć pompy i narzędzi hydraulicznych. Tu należałoby się zastanowić, dlaczego taka sytuacja miała miejsce.
Niechęć PSP do szkolenia OSP jest widoczna niestety zbyt mocno. Zastanawiałem się, czy np. strażacy OSP mogą jako wolontariusze przychodzić na dyżury do PSP i uczestniczyć ze strażakami PSP w ich ćwiczeniach i akcjach ratowniczych (na ich sprzęcie, w ich samochodach jako członkowie ich zastępu). Na tak postawione pytanie oficer odpowiedzialny w KG za szkolenia odpowiedział, że prawo wprost na to nie zezwala, ani też nie zabrania. Decyzje należy pozostawić komendantom miejskim/powiatowym PSP. Czy ktoś z Was słyszał o takim rozwiązaniu?
Tymczasem jest tak, że np. strażacy OSP/PSP po kursie KSRG, mogą jako wolontariusze jeździć karetkami ratownictwa medycznego jako członkowie zespołu ratowniczego.
Ja również jestem takim wolontariuszem i wiem, że nie ma lepszego sposobu na szkolenie niż dołożenie praktyki pod okiem fachowców do już posiadanej teorii.
Wracając do tematu. Jeżeli w zastępie brakowało strażaków, którzy umieliby użyć hydrauliki, to z opisanego przypadku wynika, że i tak wykonali taką robotę, która umożliwiła przybyłej na miejsce PSP, od razu przystąpić do uwalniania poszkodowanego. (Być może zgodnie z zasadą: "nie szkodzić" OSP nie zdecydowała się na uwolnienie przypuszczając, że lada moment nadjedzie zastęp PSP. Niestety ich przyjazd znacznie się wydłużył, co było nie do przewidzenia)
Sytuacja sprzed kilku dni. Wieczór, droga krajowa - 4 pasmowa, najbliższa OSP [KSRG] 3 minuty dojazdu (od wyruszenia).... Przybyła na miejsce OSP zabezpiecza miejsce, rozkłada maszt oświetleniowy, wyciągają sprzęt hydrauliczny i... nic. Stoją i patrzą. Na pytanie ZRM na co czekają pada odpowiedź, że "NIE MAJĄ UPRAWNIEŃ DO UŻYCIA SPRZĘTU" i trzeba czekać na PSP. PSP dociera po kilkudziesięciu minutach (ciężki dojazd, zablokowana droga we wszystkich kierunkach) wydobywa poszkodowanego, który niestety umiera po godzinnej reanimacji.
Jak to jest możliwe, że OSP z KSRG zachowała się w ten sposób? Gdzie jest popełniony błąd? Po co wysyła się taką pomoc?
Pozdrawiam