Przekopiowałem, tam zaraz zaginie, a ciekawe.....
Jak strażacy gaszą pożar korupcji
Piotr Świeczkowski
Strażak z Gdańska odkrył, że jego koledzy biorą. Poinformował zwierzchników - stracił stanowisko. Inny strażak wykrył w komendzie lewy zakup samochodu - został zdegradowany. Zdesperowani oficerowie poinformowali policję, prokuraturę i "Gazetę"
Brygadier Andrzej Rószkowski dowodził najpoważniejszymi akcjami na Pomorzu, m.in. gaszeniem pożaru Rafinerii Gdańskiej i w hali Stoczni. Gdy w grudniu 2003 r. jedna z gdańskich firm poskarżyła się komendzie wojewódzkiej, że strażacy wymuszają pieniądze za szybkie dopuszczenie nowych budynków do użytku, właśnie Rószkowski zajął się wyjaśnianiem skargi.
Inwestor nie otworzy budynku, póki pieczątki nie postawi komendant miejski PSP. Każdy dzień przestoju to dla handlowca straty.
- Wykryliśmy w straży grupę osób, która na tym żerowała. Dogadywali się z inwestorami, m.in. z hipermarketów, z nowego klubu Żak i kilku biurowców. W efekcie dopuszczano nieprzygotowane budynki. Miałem poważne podejrzenia, że w grę wchodzą łapówki - mówi brygadier.
Zebrane przez Rószkowskiego materiały spowodowały, że w styczniu 2004 r. wszczęto postępowanie dyscyplinarne wobec trzech oficerów z trójmiejskich komend.
- Postępowanie ciągnęło się miesiącami - mówi brygadier. - Nitki wiodły wprost do szefa gdańskiej komendy miejskiej Sławomira Michalczuka. To on dopuszczał do użytkowania budynki niespełniające przepisów przeciwpożarowych. Mój szef komendant wojewódzki Piotr Świeczkowski poznał podejrzenia ciążące na komendancie miejskim, ale nie wszczął przeciwko niemu postępowania dyscyplinarnego ani nie powiadomił policji. Poczekał, aż w marcu komendant z honorami odejdzie na emeryturę.
Pół roku później zakończyły się dyscyplinarki trójki oficerów. Żadnemu nie próbowano udowodnić korupcji, uznano ich jedynie winnymi "naruszenia dyscypliny służbowej". Dostali odpowiednio: upomnienie, naganę i przeniesienie na niższe stanowisko. Odwołali się.
Czterech podejrzanych, jeden odwołany
Jeszcze w styczniu 2004 r. "Gazeta" ppo raz pierwszy napisała o podejrzeniach korupcji w gdańskiej straży. Włączyła się prokuratura - i korupcję znalazła.
Zarzuty przyjmowania "korzyści osobistych" postawiono dwóm oficerom z trzech objętych już dyscyplinarką. Dwaj kolejni, w tym sam emerytowany komendant miejski, mają postawione zarzuty przekroczenia uprawnień - dopuszczali nieprzygotowane budynki.
Proces jeszcze się nie zaczął - tymczasem konsekwencje poniósł Rószkowski. W listopadzie 2004 r. generał Świeczkowski wystąpił do Warszawy o odwołanie swego zastępcy. Powód: "utrata zaufania". Rószkowski spadł na stanowisko "starszego specjalisty" w macierzystej komendzie.
Drugi strażak zdegradowany
Aspirant Piotr Porożyński był w tym czasie rzecznikiem prasowym komendy wojewódzkiej. Gdy prokuratura stawiała oficerom korupcyjne zarzuty, pozwolił sobie publicznie skrytykować leniwą komisję dyscyplinarną. "Oficerowie z komisji mieli w ręku wszystkie instrumenty i możliwości, by ukarać zamieszanych w aferę. Tymczasem w tej sprawie zapanowała jakaś niemoc. To budzi niezrozumienie i będzie przedmiotem wyjaśnień" - stwierdził.
Komenda nie podjęła się żadnych wyjaśnień, za to rzecznik został odwołany z funkcji i wysłany do pilnowania sprzętu i otwierania bramy wyjeżdżającym do akcji wozom.
Trzeci przeniesiony
Kapitan Piotr Gudalewski z komendy wojewódzkiej zajmujący się m.in. rutynowym kontrolowaniem komendy miejskiej w Gdańsku w kwietniu 2004 r. odkrył, że wóz strażacki iveco kupiony za 0,5 mln zł jako nowy miał faktycznie ponad 6 tys. km przebiegu. Samochód dostarczyła firma Fire Max - jeden z większych dostawców sprzętu dla PSP. "Gazeta" pisała już o tej firmie - wykryliśmy, że współtworzą ją strażacy i ich rodziny.
Informacje o aucie znalazły się w przygotowanym przez Gudalewskiego protokole z kontroli komendy miejskiej. Na jego podstawie komenda wojewódzka przygotowała dla Warszawy "sprawozdanie pokontrolne". Znalazły się w nim wszystkie informacje z protokołu - oprócz tej o samochodzie.
Gudalewski skontaktował się z policją. Ta zawiadomiła prokuraturę, która po śledztwie postawiła zarzut wykreślenia z dokumentów informacji o samochodzie naczelnikowi wydziału organizacji KW.
Natomiast Gudalewski został w grudniu ub.r. odwołany i przeniesiony do Gdyni. Na razie zwierzchnicy nie wyznaczyli mu zakresu obowiązków.
Komenda Główna z nami nie rozmawia
Jeszcze w listopadzie ub.r. pomorscy strażacy wysłali do komendanta głównego PSP "petycję". 14 strażaków z Gdańska poskarżyło się, że nikt nie reaguje na korupcję. Odpowiedź z Warszawy nie nadeszła, za to oskarżany przez nich o bezczynność i przymykanie oczu komendant wojewódzki Świeczkowski awansował w grudniu na stanowisko zastępcy komendanta głównego.
Chcieliśmy poprosić go o komentarz do tekstu, ale od ubiegłego tygodnia jest dla "Gazety" nieuchwytny.
Rzecznik komendy głównej PSP brygadier Witold Maziarz: - Nie mamy żadnych informacji o tym, że nadbryg. Piotr Świeczkowski podejmował działania niezgodne z prawem. Komendant główny ma do niego pełne zaufanie.
Poprosiliśmy o komentarz Marka Biernackiego, wicemarszałka sejmiku pomorskiego:
- Przekręty w pomorskiej straży są mi znane od dłuższego czasu - mówi były szef MSWiA. - Najgorsze jest to, że konsekwencje ponoszą nie ci winni, ale funkcjonariusze, którzy zdecydowali się na walkę z nieprawidłowościami.
Najciekawsze sa jednak te ostatnie stwierdzenia!!!
Zawsze po dupie dostaje ten na dole.....
.....za to oskarżany przez nich o bezczynność i przymykanie oczu komendant wojewódzki Świeczkowski awansował w grudniu na stanowisko zastępcy komendanta głównego......nie sprawdził się,zmoczył d.. to awans...czy to kolegom coś nie przypomina???za komuny podobno tez tak było:))