Pamiętam jeszcze przed wprowadzaniem dyżurów domowych zamieniłem się z kumplem i przerwałem urlop przyszedłem na służbę zaraz rano trafiliśmy pożar, który szedł na pasku TVN24 bo płoną jeden z największych zakładów tego typu w Europie (w zasadzie jego fragment), co ciężkie do wyobrażenia dla gryzipiórków ale gdy cały powiat gasił i SK obdzwoniło strażaków ze zmiany następnej i zgłosił się prawie cały skład (odsłużyli kilka godzin a rano przyjęli służbę) ... W dwie godziny jedna zmiana gasiła a druga już siedziała na tym co zostało...
Konkluzja lub puenta jak kto woli, narzucanie czegokolwiek strażakom niszczy w naprawdę lojalnej ekipie poczucie obowiązku i etosu służby bo skoro się nie wierzy w ludzi to czemu ludzie mają wierzyć we władze (komendanta). Doszliśmy do granic absurdu, kiedyś miałem pewność, że jak zadzwonię to się stawi 90% z dzwoniących a teraz? Nie mam dyżuru... Grzeczna odpowiedź, że nie mogę...
A to, że wymaga się od strażaków aby stosowali się do harmonogramów półrocznych to system codzienny ma bezwzględnie przestrzegać planu urlopów (tam nie ma stanu minimalnego). Powiedział strażak systemu codziennego.