Przebiegając oczami przez powyższe wywody rzuca mi się jedno. Pisma, analizy, opinie KG,KW,KP czy KM to wg mnie swoisty dupochron. Przy nie daj boże następnym takim wypadku będzie to w sposób prosty rozwiązywane. Poszkodowany miał kurs BHP - miał, miał ubranie ochronne - miał, dowodził ktoś z papierami - dowodził, obsada była pełna - była - kwintesencja poszkodowany popełnił błąd, zawinił czynnik ludzki my mamy papiery czyste. Nie miał ubrania - błąd dowódcy, nie dowodził ktoś z papierami - za uszy naczelnika i prezesa, nie było pełnej obsady za uszy tego kto ich wysłał. OSP się odgryzie że nie mamy ubrań bo gmina nie daje kasy, gmina się odgryzie że jest kryzys i że ubrania już będą w przyszłym roku, ale tylko dwa. Albo przecież przeszkoliliśmy wam 5 dowódców, nie nasza wina, że 4 już nie ma a ten pozostały był w pracy. Po prostu upraszczając całość od samej góry szykowane są dupochrony i każdy będzie wszelkimi sposobami się wybielał, aż ta lawina g...na spadnie na tego, który się nie obroni i on będzie winnym.
Druga rzecz, która mi się nasuwa na myśl. Oczywiście szkolenia są ważne. Ale nawet nie wiem jak by je realistycznie zrobić nie zastąpią rzeczywistości. Z własnego podwórka, szkolenie AODO i komora, gmina musi dać na paliwo na dojazd - jak zwykle nie ma, choć musi mieć, musi zapłacić ekwiwalent, badania - więc się posyła kilku wybrańców (wśród nich 2/3 w życiu nie założy AODO - ale pełni funkcje stołkowe i im się szkolenie należy) i tak w razie czego no wysłaliśmy i wyszkoliliśmy, ale akurat pojechali na pożar nie ci po szkoleniu. Szkolenie powinno uczyć szeroko pojętych zasad i zachowań, ale nie sztywno bo ratownik też musi mieć łeb żeby się do danej sytuacji dopasować. A z własnego podwórka wiem, że na 10 robiących szkolenie, potem na dłuższy czas w OSP zostaje może 3, reszta nie jeździ, albo nawet jak jedzie to z auta nie wyjdzie, albo się przy zaworach pokręci, że coś robi. Ale tu pojawia się sprawa taka, że jakiś odsetek traktuje to jako pasję i rzuci wszystko by bezinteresownie pomóc, a pewien odsetek byciem strażakiem przedłuża sobie swoje ego, podnosi swoją samoocenę i ma pieniążki z ekwiwalentu za stanie i obserwowanie. Manewry i szkolenia powinny również uczyć logiki. Pali się tamten budynek, działajcie. I OSP się rozwija do budynku, a ktoś z PSP obserwuje i potem wytyka błędy. Za każdym takim szkoleniem tych błędów powinno być mniej. Podobnie przy RT i KPP - pierwszy pokaz RT to cięliśmy na żywioł, za drugim razem już się człowiek trochę do adrenaliny przyzwyczaił, ostygł lepiej mu to szło i na wiele szczegółów i niebezpieczeństw potrafił zwrócić uwagę (a może tu jest LPG, może poduszka, a aku jeszcze odciąć - mimo że odpięty bo pokaz, to zajrzeć pod machę od zła wszelkiego) , za trzecim f-sz PSP powiedział największa dla nas pochwałę, że gdyby nam przyszło działać przy wypadku jako pierwszy rzut to dalibyśmy radę.
Jeżdżenie w koszarkach, adidasach, itp. Tyle razy wałkowany i piętnowany temat i dalej tak będzie. Leśne dziadki w OSP powiedzą, :synek spi....aj ja gasiłem w moro jak ty jeszcze z prądownicy nie skapnąłeś". I wybór masz prosty, albo jada buntownicy i kozacy, ale jest obsada - albo jadą 3-4 osoby i tyrają jak woły w pełnym rynsztunku. Ile razy widziałem i słyszałem jak PSP zwracało uwagę na strój, a odpowiedź kozaków była "niech se sami gaszą, jak tacy mądrzy to następny raz nie wyjedziemy, my tu robimy a oni stoją". Takie podejście też, jest. Nie do pominięcia pozostaje fakt, że często-gęsto nowiuteńkie, lśniące US wiszą w zamkniętej szafeczce (tylko na pokazy, ćwiczenia), a jeździ się w obszarpanych, starych, bo nowy szkoda, bo to takie drogie a jeszcze się ubrudzi, albo nie daj boże potarga.
Jeszcze jak byłem aktywnie w OSP to od 1 stycznia każdego roku "bawiliśmy się" w "kto odpadnie pierwszy" - taka głupia, szczeniacka zabawa niby na pierwszy rzut oka. W czasie akcji każdy próbował przyłapać każdego na jakimś małym błędzie (np. nie opuszczony wizjer przy gaszeniu śmietnika, brak rękawic, itp) i potem taka osoba, próbując się wypowiedzieć po akcji dostawała ripostę "ej ty duszek Kacperek, ty nie żyjesz, nie miałeś rękawic". Efektem był śmiech i żarty, dogryzaniem klientowi na imprezach. Ale efekt po jakimś czasie był taki, że cała ekipa potrafiła wyjechać w pełni umundurowana. Tak jak piszę dla wielu szczeniactwo,gównażeria i głupia zabawa, ale przyniosła jakiś efekt, nawet największe "betony" zawsze jeżdżące na pół-cywilno ubierały się, bo nikt nie chciał mieć przechlapane, że jest "Kacperkiem" - a już na pewno nie ten pierwszy w roku
- bo potem przez bite 12 miesięcy słuchał "dobra zamykać drzwi, Kacper przez zamknięte wejdzie"
Również czasów OSP myślałem o połowicznym rozwiązaniu w taki sposób: kontrolowane wezwania: syrena, przybiegają ludzie, PSK podaje pożar np. budynku gospodarczego tu i tu. Wóz leci, dojeżdża na miejsce, a tu stoi SLOp z PSP i kontrola, czy każdy ma papiery, badania, szkolenia. Jak nie, to pisemko oficjalne (ślad w papierach). I oczywiście ćwiczebne gaszenie. Taki mały sprawdzian pod nadzorem co jakiś czas. Nawet może wtedy ranking powstać jakiś. Też motywacja, czemu OSP XXX ma mniej od OSP YYY, trzeba się wziąć i to zmienić. Można by stosować politykę kija i marchewki, za danie ciała na takim kontrolowanym wezwaniu potem inaczej patrzeć na wzywanie takiej OSP do zdarzeń, bo może lepiej wezwać tę obok, oni jeżdżą umundurowani, a ci znów w klapkach przyjadą. Ale to wg mnie nie zadziała, a przyniesie więcej szkód. Ale wtedy nie znasz dnia ani godziny czy to wezwanie prawdziwe czy kontrolowane i na wszelki wypadek jedziesz kompletnie ubrany.