Odpowiedź na pytanie stawiane w pierwszym poście, czy straży potrzebni są kapelanie, jest w rzeczywistości bardzo prosta, o ile odpowiadający jest w stanie wyłączyć nadmierne emocje i skupić się na racjonalnych argumentach. Przede wszystkim trzeba wrócić do źródeł i poznać powody istnienia kapelanów w armiach świata, w czasach gdy o innych służbach nawet nie myślano.
Tezy
1. Kapelani, magowie, szamani, druidzi itd. byli potrzebni aby dostarczać usługi duchowe wojsku w miejscu działań wojska.
Bardzo pragmatyczne podejście, zamiast wojsko wyprowadzać z okopu, przyprowadzić duchownego do wojska. Długotrwałe działania, surowe warunki, ciągłe zagrożenie, brak rodziny, proste, najczęściej bardzo młode umysły wychowane w określonej kulturze zbiorowej, nagle oderwane od swojego życia i przekwalifikowane na mięso armatnie - teren działania pasterzy od dusz oczywisty.
2. Kapelani, magowie, szamani, druidzi itd. mieli do wykonania zadanie operacyjne- podniesienia wartości tzw. niematerialnych armii.
Jak mawiał Napoleon a po nim papugował Piłsudski:
Zwycięstwo w bitwie w 3/4 zależy od ducha moralnego i tylko w 1/4 od środków materialnych. Niematerialnymi wartościami armii są:
- stan moralny i wyszkolenie
- poziom wyszkolenia wojsk
- przygotowanie ogólne
- przygotowanie politechniczne
- przygotowanie fizyczne
- odporność psychiczna
- przygotowanie lingwistyczne
- organizacja wojsk
- sprawność dowodzenia.
Jak widać długa lista zawiera kilka pozycji "duchowych". Różne armie rożnie sobie z tymi tematami radziły. Obecność kapelana to punkt stały, niemniej okresowo da się coś wymyślić. Dla wojsk radzieckich, programowo laickich "ducha" poprawiano powszechnie spirytusem (co zresztą występowało i występuje w każdej armii). Tanie i bardzo skuteczne. Amerykanie szprycowali swoich bohaterów LSD i inną chemią, ale to wiadomo - mięczaki.
Teraz na spokojnie oceńmy, która z powyższych tez dotyczyć może służb mundurowych innych niż wojsko. Czy zachodzi konieczność przychodzenia kościoła do strażaka bo ten ma ograniczenia w dostępie do księdza? A czy może kapelan błogosławi strażaków przed wyjazdem do trudnych akcji, aby mu podnieść odporność psychiczną czy stan moralny?
No nie! W żadnej sytuacji nie zachodzą ww. praktyki. Kapelani utrzymują ducha przede wszystkim przy okazji hucznych uroczystości. Poszczególne służby różnią się przede wszystkim specjalizacją kapelanów, co przede wszystkim oznacza, że mogą mieć opanowane różne specyficzne czynności obrządkowe no i drukują różne obrazki świętych. Czyli zwrot od ważnej roli kapelana dawnej armii do roli odpustowo gestowej.
Więc dlaczego kapelani są potrzebni (jeśli już)?
Ano są potrzebni, dlatego że służby mundurowe dzielą się na władzę i podkomendnych.
Kapelani są potrzebni władzy. Władzy, która w nadgorliwości przefarbowywania z czerwonego na czarne potrzebowała autoryzacji w zamian za stanowiska. Która korzysta przy okazji różnych uroczystości całymi garściami z archetypu "pomazańca bożego" zakorzenionego w naszej euroejskiej kulturze w każdym z nas bardzo głęboko. Dlaczego generał ma ten paradny kapelutek, szlaczki, stoi na podwyższeniu w towarzystwie ważnego duchownego? Bo co, żeby go było lepiej słychać? Nie! Oczywiście, że chodzi o "pierwiastek boży" w jego postaci oraz odrobinę "bojaźni bożej" którą wywołuje będąc w tej swojej roli, która powoduje, że nawet jak pieprzy kompletne bzdury, przysłuchujemy się z powagą, ciągle zachodząc w głowę "niemożliwe żeby on się mylił, to pewnie ja czegoś nie wiem".
Dowodem na moje rozmyślania, niech będzie fakt, że jak dotąd nikt się nie odważył przerwać jakiemukolwiek generałowi, prałatowi, prezydentowi, krzycząc "co ty facet pierdzielisz!". Tak zachowuje się nie tylko prosty lud, ale profesorowie, lekarze, pisarze, bojaźń boża łapie wszystkich. Postęp w demokracji polega na tym, że nie trzeba obowiązkowo przyklękać na widok króla i wolno od czasu do czasu podnosić wzrok. Reszta prawie w całości pozostała. Czar pryska kiedy np. media organizują różne spektakle typu program "uwaga", "prosto z Polski", "Express reporterów", redaktor wywołuje króla do ludzi, stawia go jak ucznia w kółku - czytaj - obdziera go z majestatu władzy. I nagle jak po użyciu czarodziejskiej różdżki, lud prosty dostaje piany, krzyczy, wierzga, obraża, zadaje trudne pytania. Ale postawcie go choćby na schodkach, postawcie przy nim proboszcza, nałóżcie mu dowolny naszyjnik (może być ten kobitki od stanu cywilnego albo sędziego), role się odwrócą!
Na marginesie, co wolno zrobić książętom - czyli prezydentom, burmistrzom, wójtom, nie przechodzi z dużym prezydentem. Tam zawsze redaktor jest zwykłym podnóżkiem, ma pachnieć, uśmiechać się, potakiwać - w naszym imieniu dostępować łaski audiencji.
Tak jak na podkomendnych oddziałuje blask władzy, tak zwykły krawężnik i sikawkowy wywiera presję mundurem na współobywateli. Zasada jest ta sama.
Autorowi pracy szczerze współczuję. Wybrał temat, którego nie można obronić racjonalną argumentacją. Więc będzie uciekał się do powstań, emocji, duchów, świadectw, tak by swój, niestety podejrzewam, że z góry zamierzony) cel badawczy pracy magisterskiej, na przekór logice - obronić.