Czego tu nie rozumiesz, wszystkie wymienione elementy są stosowane dzisiaj jako standard (UPS to skrót Ubranie Pożarnicze Specjalne, więc nie łapmy się za słowa), jednak jako pomysły zostały 'przywiezione' zza oceanu. Podobnie będzie z linką osobistą, która wejdzie (mogę się założyć) do standardu wyposażenia osobistego, bo się tego elementu używa na całym świecie.
Piszesz:
żyjemy i pracujemy w Polsce, gdzie są inne warunki
Możesz to rozszerzyć? O jakie warunki Ci chodzi?
Czy mamy inna grawitację? Możesz sobie z wysokiej kabiny Jelcza zeskakiwać w aparacie czy lepiej mieć nisko wygodny dostęp,
Czy mamy wszyscy po 2,20 wzrostu, żeby sięgać do szybkiego natarcia na Renówce
Lepiej jak się nabiegasz 3 x wokoło samochody, żeby zebrać sprzęt do budowy linii gaśniczej, niż mieć gotowy zestaw do pociągnięcia w jednym miejscu - to też są inne warunki?
Kwestionować dobre rozwiązania, stosując ewidentnie nadinterpretację prawa też trzeba umieć!
Kiedyś odbyłem rozmowę z pewnym Kanadyjczykiem zapytałem go jak pracują z linkami, trochę skwaszony odpowiedział:
- No mamy trochę kłopotów
- A dokładnie - zapytałem, - w czym kłopot, brakuje?
- Nie, problem w tym, że nasze branżowe związki zawodowe wymagają od władz spełnienia takich twardych norm bezpieczeństwa, że używamy specjalnych nowoczesnych linek ratowniczych, które są doskonałe, wytrzymałe, odporne na chemikalia itd, więc nam ich trochę szkoda, bo z uwagi na nasze bezpieczeństwo możemy używać ich w warunkach pożarowych WYŁĄCZNIE 1 raz. Nasze ZZ zleciły kosztowne badania, z których wynika, że zaleganie linki w czasie akcji w wodzie popożarowej MOŻE być przyczyną wewnętrznego uszkodzenia struktury linki - niewidocznych oczywiście gołym okiem, i po akcji żadne mycie, suszenie. Jedynie rola gospodarcza, ew. utylizacja. Stosujemy pewien wybieg, pozwalający na przesunięcie tych używanych w pożarze linek do innych działań np. ratownictwa technicznego, gdzie też się przydają, ale czasem bywa z tym kłopot. Nasi dowódcy jednostek są często kontrolowani przez komisje związkowe, zresztą wystarczy jeden telefon, żeby Związki wysłały tego samego dnia kontrolera, weryfikującego warunki pracy i bezpieczeństwa ratowników. Dowódca, u którego kontroler stwierdzi niedopatrzenie byłby wystrzelony w kosmos przez związki.
- A co zdarzyło się tak u was?
- Zwariowałeś? To niemożliwe, nie spotkałem jeszcze dowódcy, który zrobił taki numer, od razu traci twarz, w środowisku przestaje być traktowany jako profesjonalista. To najpoważniejszy zarzut - narażenie ratowników na niebezpieczeństwo, to gorsze niż dawanie łapówek! NIe słyszałem o takim przypadku... Wiesz, my traktujemy zawód poważnie, jesteśmy profesjonalistami i musimy być profesjonalnie traktowani.
To ostatnie zdanie pamiętam bardzo dokładnie, zakończyłem ten temat bo przypomniałem sobie linki u nas w garażu, które pamiętają chyba II wojnę światową. Poczułem się małoprofesjonalnie...
Jeśli to są te inne warunki o których piszesz, to całkiem inna inszość, ale mnie się wydaje, że nie to miałeś na myśli.