Nie znam faktów, ale.... Szkoda mi dyspozytora, bo przez pijaną babę pewnie dostanie zawiasy. I nie czarujmy się, ale na wielu to mogło trafić. Pijackich telefonów jest mnóstwo. Praktycznie co służba. Teraz byle żul po 300 razy może dzwonić i bredzić jakieś głupoty, ale jak się spali to i tak będzie winien strażak.
zaczyna mnie to wk... Jak normalnemu człowiekowi zapali się sadza w kominie to zaraz mandaty, wystąpienia do nadzoru budowlanego itd. A pijak może wszystko! Jeszcze policja podwiezie do ciepłego schroniska, zapytają czy kocyka nie potrzbuje. To jest chore!
Teraz gdy będę miał służbę na PSK jako dubler to będę wysyłał do wszystkiego. Również do monitoringu mimo, że dzwonią i mówią że nic się nie dzieje. I nic mnie nie obchodzi, że będzie po kilka fałszywych po służbie. Lepsze to niż takie bagno co ma ten strażak.
Oto tekst z godz. 19:00. Podaję link
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1019397,title,Strazak-popelnil-blad---trzy-osoby-nie-zyja,wid,10758709,wiadomosc.html?ticaid=1755b&_ticrsn=5 bo warto spojrzeć na komentarze. Są pozytywne. Na korzyść strażaka mimo, że marny pisarzyna już skazał tego strażaka i stwierdził, że popełnił błąd.
Chociaż nie znam faktów to dziwi mnie stwierdzenie:
"Natomiast z wniosków pokontrolnych zespołu powołanego przez dolnośląskiego komendanta przesłanych w piątek wynika, że działanie dyżurnego podczas przyjęcia zgłoszenia na telefon alarmowy 998 nie można zakwalifikować jako w pełni prawidłowe".
Ciekaw jestem, czy ta komisja pełniła służbę na PSK. Jak tyłek się pali wierchuszce to trzeba odepchnąć od siebie i wskazać strażaka. Szkoda tylko, że go nie bronią, nie zamilkną i nie utną tematu, że sprawę wyjaśnia prokurator. Trzymam kciuki i mam nadzieję, że ten strażak wyjdzie z tego cały.
Dyżurny Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu, który tydzień temu przyjmował zgłoszenie o pożarze w kamienicy, nie działał w pełni prawidłowo - ustalił zespół kontrolny powołany przez Dolnośląskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP. Na skutek pożaru trzy osoby uległy śmiertelnemu zaczadzeniu.
Do pożaru doszło w nocy z 9 na 10 stycznia. Około północy mieszkańcy budynku zawiadomili dyspozytora Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu, że w jednym z mieszkań zapaliła się wersalka, ale sami ugasili palący się mebel. Dyspozytor z kilkunastoletnim stażem nie wysłał na miejsce żadnej jednostki, aby sprawdzić sytuację. Kilka godzin później - o 4 nad ranem - w tym samym mieszkaniu doszło albo do innego pożaru, albo ugaszony przez lokatorów mebel zajął się ponownie.
W wyniku pożaru śmiertelnemu zaczadzeniu ulegli lokatorzy z mieszkania położonego piętro wyżej. Kobiecie, w mieszkaniu której doszło do pożaru, nic się nie stało. Lokatorzy zawiadamiając pierwszy raz dyspozytora straży pożarnej mówili o pijanej kobiecie - właścicielce mieszkania i palącej się wersalki.
Tuż po pożarze wrocławska prokuratura wszczęła śledztwo. - Śledztwo ma wyjaśnić, czy w mieszkaniu doszło do umyślnego podpalenia, zaprószenia ognia czy może zwarcia instalacji elektrycznej - mówiła Małgorzata Klaus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Dodała, że prokuratura przesłuchała już m.in. właścicielkę mieszkania.
Komendant miejski PSP we Wrocławiu bryg. Zbigniew Szklarski w oświadczeniu przesłanym kilka dni temu mediom zaznaczył, że - według niego - nie należy łączyć ze sobą dwóch pożarów: tlącej się wersalki przed północą i pożaru, który był przyczyną śmiertelnego zaczadzenia trzech osób ok. 4 nad ranem.
"Należy się skupić na wyjaśnieniu faktycznych przyczyn powstania pożaru, zachowania pijanej kobiety, która - jak dowiedzieliśmy się z relacji lokatorów podczas gaszenia pożaru - wielokrotnie groziła podpaleniem mieszkania" - napisał komendant. Zapewnił też, że po zakończeniu analizy sprawy o wynikach zostanie poinformowana opinia publiczna.
Dyżurny, który feralnego dnia przyjmował zgłoszenie, pracuje w straży ponad 20 lat. Cieszył się do tej pory nieposzlakowaną opinią. - Był znany ze swojej skrupulatności i wysyłania jednostek nawet wtedy, gdy to nie było konieczne - powiedział Szklarski. Dodał, że obecnie strażak jest pod opieką psychologa i przebywa na urlopie, o który sam poprosił.
Natomiast z wniosków pokontrolnych zespołu powołanego przez dolnośląskiego komendanta przesłanych w piątek wynika, że działanie dyżurnego podczas przyjęcia zgłoszenia na telefon alarmowy 998 nie można zakwalifikować jako w pełni prawidłowe.
"Ze względu na treść zgłoszenia, wątpliwość co do stanu zdrowia lokatorki mieszkania, prawidłowym działaniem byłby bezpośredni kontakt z właściwymi służbami lub kontakt z osobą zgłaszającą zagrożenie" - wynika z komunikatu Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu.
Ponadto komisja stwierdza, że "należy zweryfikować procedury obejmujące sposób przyjęcia zgłoszenia o zagrożeniu z uwzględnieniem obowiązku upewnienia się o ustaniu zagrożenia w przypadku decyzji o niewysyłaniu podmiotów ratowniczych". Dyżurny Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu, który tydzień temu przyjmował zgłoszenie o pożarze popełnił błąd - ustaliła specjalnie powołana komisja. Na skutek pożaru trzy osoby uległy śmiertelnemu zaczadzeniu.
Chodzi o pożar, który wybuchł w nocy z 9 na 10 stycznia we wrocławskiej kamienicy. Straż pożarna została zawiadomiona, że paliła się wersalka w jednym z mieszkań, ale została ugaszona.
Okazało się, że pożar trwa. Straż przyjechała gdy pożar się rozprzestrzenił - już po północy. W pożarze na skutek zaczadzenia zginęli małżeństwo i ich córka.
Na miejscu pracowało siedem zastępów straży pożarnej. Z budynku ewakuowano około dwudziestu osób.
Kobieta, u której zapaliła się wersalka, miała 2,5 promila alkoholu.