Dobrze. Przyjmijmy że "odgórnie" zostało ustanowione, że naczelnik popbiera za pełnienie swoich obowiązków jakąś kasę. Wiem dokładnie jak ciężka to praca i ile poniesionych kosztów więc zgadzam się, że można za to jakoś zapłacić.
Ale powiedzcie mi co teraz ma powiedzieć: prezes, gospodarz, sekretarz, z-ca naczelnika... przecież też pracują. I tu zaczynają się schody. Bo patrząc w ten sposób trzeba by płacić też zwykłym strażakom, którzy w wolnym czasie pomagają w sprzataniu garażu, myją samochody, zwijają węże, niejednokrotnie wykonują drobne prace remontowo-budowlane, żeby strażnica w miarę przyzwoicie sie prezentowała. I nie mówię tu o zwykłych zajęciach typu ćwiczenia czy uzupełnianie sprzętu po akcji.
Podsumowując. Uważam jednak, że lepiej będzie pozostać przy pracy społecznej wszystkich członków OSP. Płacenie tylko jednej osobie a pomijanie innych spowoduje niepotrzebne konflikty.