BROKS nie do końca mnie zrozumiałeś. Chodzi mi o to, że jeśli przychodzi polecenie z góry o wykonanie danej pracy zleconej to jeśli my mamy w tym interes (czytaj: dostęp do sali, basenu itp.) to akceptujemy taką sytuację, a jeśli nie widzimy w tym żadnej korzyści dla podziału to krew nas zalewa. W takim podejściu do sprawy widzę sprzeczność.
Wiele prac które mamy wykonać i pisać na to meldunki nawet nasza góra ma zlecane od swojej góry
O wielu "uwarunkowaniach" naszych szefów nie mamy bladego pojęcia ale potępiamy ich w czambuł, że nam coś polecą wykonać i z nami tego nie konsultują, często jest jednak też tak, że nasi dowódcy dostają polecenie do wykonania i nie mogą z nim dyskutować.
Inna sytuacja to "układy" w urzędach miejskich/powiatowych. Często jest tak, że starosta dzwoni do komendanta i pyta: "Czy strażacy nie mogli by w tej szkole, instytucji itp. czegoś zrobić?"
Jak myślisz co odpowie komendant który:
jest wsadzony na stołek przez starostę,
lub "wyciąga" od starosty kase na zakup (dofinansowanie zakupu) auta, sprzętu remontu itp.,
lub taką kasę w zeszłym roku z urzędu dostał,
lub życie pisze dziesiątki innych opcji.
Nie zawsze Komendant ma "interes" czy "działkę" w konkretnych zleconych fuchach. A już napewno nie przyjdzie do nas powiedzieć, że słuchajcie zadzwonili i kazali, woli wydać dyspozycję i zakończyć "wykonać" niż tłumaczyć się, że sam jest za mały aby zmienić taką a nie inną dyspozycję.
Nie pomyśl czasem, że bronię takich układów, ale wielu naszych szefów woli żeby ludzie mieli ich za "chu......a" niż "za nic"
Pozdrawiam