Pewne jest jedno: Ratownik po KPP nie może i nie wie tyle co ratownik po dwuletnim studium czy licencjacie zatrudniowy jako ratownik medyczny.
Jestem po dwuletnim studium dziennym i mimo wielu praktyk nie miałem okazji, jak to nazwał kosikredki "tłoczyć człowkieka". Mało tego, byłem tylko przy jednym wypadku, w którym poszkodowany sam siebie potrącił swoim samochodem:] - skończyło się na złamaniu otwartym.
Jednak myślę, że pierwsza pomoc to zdecydowanie częściej pomoc po urazach niż resuscytacja.
Nie popadajmy w taki tragizm, że każdy wypadek kończy się zatrzymaniem akcji serca-bo to naprawde skrajność.
Postępowanie w karetce typu "P" w takich przypadkach niewiele różni się od postępowania strażków na miejscu akcji.
Myślę, że nie tyle wyszkolenie co psychika gra tu decydujące znaczenie-po prostu nie panikować. Jednak aby nie panikować trzeba nabyć doświadczenia.
Żeby strażacy po szkołach mogli dostać uprawnienia Ratowników Medycznych, PSP musiałaby zostać ZOZem, aby móc zakupić leki itp.
Jednak myślę, że większość przyna mi rację, czy temat dotyczy ratownictwa medycznego, technicznego, gaszenia pożarów czy jakiejkolwiek dziedziny ratownictwa, wszyscy narzekają na poziom szkolenia, a raczej jego brak.
W ciągu trzech lat przeszedłem 3 kursy KPP organizowane w PSP w różnych miastach-każdy wymagał innego postępowania. Niestety konkretna KW wymagała egzaminu u "swojego" koordynatora.
Ponadto, z doświadczenia ze szkoły wiem, że nie każdy nadawał się do tej pracy.
Co do punktów, to uważam, że obecny proces przeprowadzenia egzaminów do PSP jest mało racjonalny, gdyż sprawdza praktycznie tylko kondycję i lęk przestrzeni, a zamiast JAJ sprawdzane są znajmości i rodzina.