Panowie!
W szczególności Warszawiacy!
Może co starsi z was pamiętają, a przynajmniej słyszeli, że jeszcze stosunkowo niedawno (bo jakieś15, może 12 lat wstecz w Warszawie było mnóstwo jednostek OSP. Zdziwieni? Już wyjaśniam. Każdy trochę większy zakład pracy posiadał swoją jednostkę ZOSP (Zakładowa Ochotnicza Straż Pożarna). Nie pytajcie mnie, czemu. Może świadomość zagrożeń była większa? A może jakieś względy ambicjonalne? Może wreszcie czysta pragmatyka? W samej dzielnicy Praga Północ (w czasach, gdy prawobrzeżna W-wa dzieliła się na dwie dzielnice: Pragę Północ i Pragę Południe) jednostek tych było kilkadziesiąt. Większość kategorii M, ale były też kategorii S. Działały prężnie, dostawały przydział medali "Za zasługi dla pożarnictwa", uczestniczyły w zawodach różnych szczebli. Poddawane były kontrolom z komend rejonowych. Miały bezpośrednią łączność z PA lub SK. Miały poparcie dyrekcji, organizacyjne i finansowe. Sielanka!
A teraz zimny prysznic: I co? I nic !! Już ich nie ma. I nawet nie można powiedzieć, że zostały zlikwidowane, bo umarły śmiercią naturalną. Czemu, ach czemu? A no właśnie z tych powodów, które wymieniają powyżej sceptycy.
Kolego MIKO! Żądasz racjonalnych argumentów, poczym je odrzucasz pod (wybacz) trochę enigmatycznym pretekstem, że to konkurencyjne, ambicjonalne uprzedzenia betonowych głów. Nie zgadzam się z Tobą. A posty kolegów Zero-11 i flogistona wg mnie zawierają bardzo konkretne i wyważone argumenty na NIE.
Zobacz na przykładzie "moich ZOSP. Teoretycznie warunki do podjęcia szybkich i skutecznych działań miały idealne, lepsze niż terenowe OSP (sprzęt i ludzie prawie na miejscu pożaru). Mimo to w przypadku pożaru w zakładzie pracy prawie nigdy nie udało im się podjąć działań gaśniczych przed przyjazdem jednostek zawodowych (na terenie własnego zakładu przy pełnej dyspozycyjności członków!!!). Czemu? Bo w Warszawie jednostek jest na tyle dużo i są tak rozlokowane, że czas dojazdu do granic własnego sektora chronionego każdej JRG nie powinien przekraczać 5 minut. Jak ktoś mi powie, że w W-wie jakaś miejska OSP byłaby w stanie zjawić się w podobnym czasie to znaczy że powinien..... dobra, nie kończmy. A skoro tak, to do czego byłaby potrzebna OSP w W-wie? Do wsparcia większej akcji też niekoniecznie, bo siły PSP są wystarczająco i liczne i blisko siebie usytuowane. Oficer operacyjny miasta (pełniący w Komendzie Miejskiej 24 godzinną służbę zmianową i dysponowany do większych lub specyficznych zdarzeń na terenie miasta) dojeżdża na miejsce przeważnie już po opanowaniu sytuacji. A najważniejszy jest czas podjęcia pierwszych działań! Pod względem operacyjnym nie widzę tu miejsca dla OSP.
Kwestia szkoleń. Koledzy z OSP uważają, że wystarczy ukończyć kursy ogólne i szkolenia specjalistyczne i już, mamy gotowego do akcji strażaka. Otóż, o ile taki system sprawdza się w małych miastach i terenach podmiejskich lub wiejskich, o tyle w warunkach Warszawskich jest to bzdura! W Warszawie, w sektorze chronionym praktycznie każdej JRG są obiekty wymagające szczególnej ich znajomości (takie jak budynki biurowe liczące ponad 20-30 pięter, zakłady produkcyjne stosujące specyficzne procesy technologiczne lub stwarzające niettypowe zagrożenia). Z tego względu JRG organizują oprócz typowych ćwiczeń na obiektach także rozpoznania operacyjne obiektów, czyli szczegółowe zapoznanie się z nimi strażaków wszystkich zmian. Wycieczki takie odbywają się kilka razy w miesiącu. Jakoś nie widzę druha OSP społecznie poświęcającego tyle czasu na zapoznawanie się z obiektami. Już wiesz, co miał na myśli bart73 pisząc o stogu siana?
A argumenty społeczne, czyli zagospodarowanie potencjału ludzkiego? Moim zdaniem, w warunkach Warszawy to raczej też więcej demagogia i pobożne życzenia, niż realia. Wiele jednostek podwarszawskich OSP straciło wielu członków, kilka nawet przestało istnieć, bo w miarę rozwoju cywilizacyjnego najbliższej okolicy oferta spędzania wolnego czasu w OSP przestała być konkurencyjna. Alternatywne możliwości okazały się atrakcyjniejsze. Jak ktoś ma do wyboru profesjonalnie prowadzoną dyskotekę, to nie wybierze zabawy w remizie OSP. Kluby, puby, imprezy plenerowe, centra handlowe, festyny i licho wie, co jeszcze sprawia, że OSP nie ma siły przyciągania ludzi. Sytuacja w małych miejscowościach wygląda inaczej, tam innych możliwości jest o wiele mniej, więc oferta OSP jest bardziej kusząca. Ponadto tam działa świadomość, że PSP jest daleko i nieliczna, więc o bezpieczeństwo musi dbać sama społeczność lokalna. No i w małej miejscowości ludzie nie są tak anonimowi jak w Warszawie, dlatego dodatkową motywacją do członkostwa w OSP jest zapewne uznanie czy też szacunek społeczności dla strażaka ochotnika.
O aspektach ekonomicznych (takich jak praca) było wyżej i też były to raczej argumenty na nie. Nie będę ich powtarzał.
TAK WIĘC TEŻ JESTEM NA NIE. I nie dlatego, że boję się konkurencji (za chwilkę emerytura), a OSP szanuję , a niektóre nawet lubię.
Pozdrawiam