Miałem już nie pisać w tym wątku ale czytając go, uporczywie wraca wrażenie,że przepis mówiący o naszym czasie służby to wielki BUBEL,który nadaje się do Trybunału Praw Człowieka.Bo jak to możliwe,że w tej samej jednostce człowiek ,na tym samym stanowisku ,z tym samym wynagrodzeniem ,może zapieprzać o np. 24 godz.więcej miesięcznie niż gość ,który ma lepsze "chody" u faceta sporządzającego grafiki ,nie pobierając za to dodatkowego wynagrodzenia.Rozumiem,że specyfika służby może wydłużać czas "pracy" ale prawo powinno być równe dla wszystkich a u nas jak d-ca się uprze będziesz "służył" ile wlezie i choćbyś się w torbę ugryzł nic z tym nie zrobisz.
Druga sprawa to nieszczęsna ciągłość służby(pisałem już o tym rok temu).Wg.mnie służba zaczyna się o 8 rano i kończy dnia następnego więc zapewnienie jej ciągłości to nic innego, jak pozostanie w niej do końca,mimo,że o godz.24 wypracowałeś 40-tą godzinę w tygodniu.Cały czas mam wrażenie,że ustawodawca właśnie to miał na myśli a nasze dyrektory zinterpretowały to po swojemu żeby nie było nam za dobrze.
Jak weszło to prawo ,mój "szef"w czasie którejś dyskusji z koleji,stwierdził w końcu: "chyba nie wyobrażasz sobie,że będziecie jeździć do pracy 7 razy w miesiącu ?"Nic dodać nic ująć.Pozdrawiam.