Cztery lata temu, zgłoszenie: Pomoc pogotowiu w wyniesieniu kobiety z domu. Przyjeżdżamy, lekarz, sanitariusz, kierowca upoceni i już trochę zmęczeni. Wchodzimy do domu a tam starsza kobieta, ważąca ok. 170 kg (albo lepiej), brudna, nie wspomnę już jak tam "pachniało". Miala kłopoty z oddychaniem (oczywiście przez swoją tuszę). Noszy nie można było wnieść i na nich jej wynieść, zaciasne korytarze, jakieś graty porozrzucane, bałagan.. W trójkę nie darady jej wziąć bo nie ma jak przejść, we dwójkę za ciężko, w końcu się udało, po ciężkiej walce. A co najciekawsze jakaś kobieta (nie wiadomo kto to był, nie darady było się z nią dogadać, najprawdopodobnie córka, też przy kości) obierała jakby nigdy nic ziemniaki, w ogóle nie przejmując się tym co się dzieje..
Wjeżdżamy do karetki i.. nie można zamknąć drzwi. Tak wszystko siadło.. Kierowca jakimś cudem i z truudem zakmnął. Dwie godziny walki, odjazd karetki, wjazd na główną drogę, otwierają się dzrzwi. Postój (dobrze, że kobita nie wypadła, zakmnięcie drzwi i obwiązanie ich sznurkiem, pojechali...
Cyrk.. Ale śmiechu potem było..