Takie rozliczanie czasu jest dość dziwne i jeśli nie zostanie od ręki wyjaśnione, to w przyszłości może rodzić kolejne kłopoty , czyli odliczanie czasów dojazdu, powrotu, dowozu wody itp - prawnicy mają wiele różnych pomysłów.Osobiście stał bym raczej na stanowisku że ekwiwalent należy się za cały czas, bez odliczania czegokolwiek.
Skoro ustawa mówi że ekwiwalent nalezy się za czas udziału w działaniach ratowniczych , to nalezy się zastanowić od kiedy do kiedy należy liczyć ten czas. Dysponując strażaka ochotnika do działań odrywamy go od codziennego życia, a on zgłaszając się na ów alarm deklaruje swoją pełną dyspozycyjność aż do czasu powrotu do remizy. Nie jest ważne czy w tym czasie jedzie, siedzi w samochodzie, leje wodę, układa worki, pływa łódką, macha łopata, je posiłek , wykręca przemoczoną koszulkę, czy nawet śpi - cały ten czas jest w pełnej dyspozycji tych którzy go tu zadysponowali i nie ma możliwości prowadzenia swego zwykłego, codziennego życia. Nalezy więc rozumieć że cały czas uczestniczy w owych działaniach ratowniczych i
jest tam potrzebny - bo gdyby nie był to został by odesłany do remizy.
Natomiast sprawa finansowania wypłat ekwiwalentów faktycznie jest nie do końca uregulowana - koszty winni ponosic Ci u których sie prowadzi działania, a nie Ci którzy pomagają - są na to specjalne środki , dotacje i ubezpieczenia. Jednak to nie powinno zupełnie obchodzic zwykłego ochotnika - on ma dostać należny ekwiwalent nie interesując sie z jakich środków został mu wypłacony. O to niech sie martwią władze , bo od tego są.
A jesli ktoś twierdzi że nie ma środków na wypłatę ekwiwalentu , to zapytajcie czy brakuje tez na wypłatę diet radnych i pensje wójta/burmistrza