Witam czytam Twoje posty i innych i powiem ci że ten Anioł aby nie okazał sie Aniołem diabła (bo takie też są) ja jestem z żoną od 9 lat a w psp jestem 12 lat i po pewnym czasie przeszliśmy do porządku dziennego z obawami o życie czy zdrowie mojej osoby na akcjach a nawet od roku sytuacja diametralnie sie zmieniła ponieważ ona (moja żona) zaczęła pracę w Policji wiec często spotykamy się na akcjach służbowo i ona jest świadkiem naocznym tego co ja robie i podchodzi do tego z dystansem:)
pozdrawiam
Zgadza się. Z latami i spokoju przybywa.
To już 10 miesięcy jak ten wątek rozpoczęłam i muszę powiedzieć, że to wszystko co tu piszecie też mnie jakoś uspokoiło jeszcze bardziej.
Owszem nadal nasze "do widzenia" przy wyjściu do pracy tak samo wyglądają i nadal wstawiamy się za sobą u Boga, ale już nie myślę tak bardzo intensywnie o nim, gdy jest na służbie.
Może dlatego, że mam więcej swoich zajęć.
Może dlatego, że gadam z Wami tu na forum.
Może dlatego, że z latami i spokoju przybywa.
A może po prostu czerwona lampka przeszła w system "jeżeli za godzinę znowu nie odbierze to zacznę się martwić"
Ale z tym niepokojem to jest tak samo jak niepokoimy się jak ktoś jedzie gdzieś w trasę. U nas w domu jest taki zwyczaj, że jak już się dojedzie to się dzwoni i informuje o bezpiecznym dotarciu do celu. A wasza praca jakbyście nie patrzyli jest niebezpieczna i pełna zagrożeń (oczywiście w czasie akcji) więc również można meldować o bezpiecznym "dotarciu do domu"
Jedno co moim zdaniem jest dobrym nawykiem to fakt kontaktu po zakończonej służbie.
Czasami jest tak, że w ciągu dnia służby w ogóle do siebie nie dzwonimy, a ten poranny tel. rozwiewa wszelkie niepokoje i weselej jest rano zacząć pracę jak już się usłyszało w słuchawce "cześć kochanie, jeszcze wypiję herbatę i jadę do domu."