Chciałem przyłączyć się do "odświeżonej" dyskusji.
Czytałem kiedyś o stosowaniu wentylatorów przez amerykanów do gaszenia pożarów. Jednak zaznaczone było również, że strategia ta wymaga dużej wiedzy i ludzie ją stosujący na początku niejednokrotnie spalili budynek zamiast go uratować.
Dlatego zanim tą technikę opanuje się do perfekcji należy się jednak ograniczyć głównie do przewietrzania.
Zgodzę się, że rzeczywista akcja to nie pole do ćwiczenia techniki wentylacji nadciśnieniowej ze wskazaniem na gaszenie. Jeśli nie ruszy profesjonalny program szkolenia, z właściwym zapleczem treningowym to obawiam się, że temat umrze śmiercią naturalną.
A co do naszych realiów.. jeśli chodzi o budynki magazynowe, mieszkalne, to ja wentyluje już w trakcie akcji gaśniczej, pod warunkiem że:
1. taka wentylacja ma sens (czyt. mam możliwość odprowadzenia gazów - stosowne otwory),
2. mam pewność, że źródło pożaru jest jedno (szczególnie w wielkokubaturowych pomieszczeniach) i moi ludzie znajdują się przy nim podając prądy wody w natarciu.
W tym momencie nawet dostarczenie powietrza do środowiska pożarowego nie jest na tyle groźne, by chłopaki w środku dali się rozbujać "bestii"
Więc trzymam się zasady - jeśli wentuluje to tylko z wodą.
Natomiast spotykam się czasem z wentylowaniem zadymionych pomieszczeń jeszcze przed dotarciem do miejsca pożaru.
Wiadomo, uczy się nas by nie wentylować jeśli nie zlokalizujemy pożaru, jednak niech ktoś to powie chłopakom, którzy 20min. błąkają się po piwnicy w zadymieniu szukając ognia.
I właśnie przy pożarach piwnic spotkałem się z takim wczesnym użyciem wentylatorów.
O dziwo, to działa. Co z tego, że ogień może przenieść się nam na sąsiedni boks, kiedy zlokalizujemy go 3 razy szybciej, w bezpieczniejszych dla ratowników warunkach. Moim zdaniem znikome straty w stosunku do efektywności naszych działań.
Jednak na chwilę obecną ograniczam się jedynie do piwnic.. jak napisał Miko: "tylko trzeba przyjąć poprawkę na różnice konstrukcyjne budynków "
pozdr.