Twój wpis mnie utwierdza, że idea kształcenia dziennego to choroba w PSP
Znacznie groźniejsza i bardziej zakaźna choroba PSP to upolitycznione związki zawodowe i ich członkowie, którzy karierę związkową traktują jako trampolinę do koryta i gwarancję nietykalności, wpływając jednocześnie na obniżanie wymagań kwalifikacyjnych, aby na legalu zająć ciepłe posadki bez "niepotrzebnego" wysiłku. W tym zakresie odniesienia do słusznie minionych czasów i nieistniejących już państw są jak najbardziej na miejscu.
O jakim wyrównywaniu szans rozmawiamy w aspekcie nowego przepisu kwalifikacyjnego? Kto komu zabrania się uczyć? Każdy wybiera taką ścieżkę kariery jaką chce. Nikt nikomu nie broni startować na szkoły dzienne, a jak ktoś woli od zera to też nie ma przeszkód. Tyle że w tym przypadku to raczej system kwalifikacji i naboru na zaoczne i podyplomowe formy kształcenie jest (i za znienawidzonej PO też był) patologią, której nikt nie chce zakończyć - wszyscy wiedzą dlaczego. Na te szkoły / studia powinny być po prostu egzaminy - właśnie żeby wyrównać szanse. Ludzie potrzebują stabilności zasad, ale nie takich, że kto bliżej żłoba ten dzieli.
@Eqinox nie odbieraj tego osobiście. Cytat wykorzystałem tylko do uzmysłowienia czytelnikom gradacji chorób
.
Co do podwyższania żołdu w szkołach uważam, że ustalanie max. pułapu powyżej najniższej płacy krajowej netto, w obecnym czasie, gdzie ludziom brakuje na podstawowe potrzeby, jest zwyczajnie niemoralne.