Coraz częstsza patologią jest to ze jedziemy do zdarzenia typu potrącenie, po przyjeździe poszkodowany jest w ZRM, JRG odjeżdża bo maja 30 km do jednostki a nam kaza stać i „pomagać policji” w stylu oświetlić teren zdarzenia, kierować ruchem i nic poza tym do przyjazdu prokuratora, ostatnio taka akcja trwała od 17:30 do 23:30, gdzie ludzie po 8 godzinach pracy „pojechali na syrenę” i 6 godzin kierowali ruchem albo siedzieli w samochodzie.
Mnie osobiscie nie obchodzi ze policja nie ma swoich zestawów oświetleniowych i ludzi do kierowania ruchem drogowym, wysługując się przez to strażakami OSP. W sąsiedniej OSP kiedyś pokłócili się z policjantami bo siedzieli w radiowozie „i robili dokumentacje” a strażacy w deszczu kierowali ruchem 3 godziny i pojechali do bazy…. Policjanci zadzwonili do swojego dyżurnego, dyzurny policji do dyżurnego PSP z prośba o wsparcie a ten z powrotem załączył syrenę(bo to była najbliższa osp)….
Albo „pomoc policji w otwarciu garażu” - gdzie miały być przechowywane dowodu przestępstwa, wyje syrena, zbiega się 10 ludzi, z czego 5 jedzie otworzyć łomem kłódkę…niedługo z tych 10 co przybiega na syrenę będzie 5, potem 3 bo każdy coraz częściej dostrzega bezsensowność takich wyjazdów.
Quo vadis strażo pożarna?