Na temat pseudoliberalizacji przepisów kwalifikacyjnych, szczególnie tworzonych pod konkretne osoby (nieuków), moje zdanie znasz. Dla przypomnienia napiszę że jestem na NIE. Nigdy natomiast nie byłem przeciwko związkom i nawet z nimi współpracuję. Moim zdaniem ZZ są potrzebne do reprezentowania pracowników (pod warunkiem, że wszystkich) przed "książętami na włościach", bo nie obowiązuje ich droga służbowa i mogą przedstawić prawo w interpretacji, która zaskakuje księciuniów. W ten sposób czasem udaje się uniknąć nerwów, czasu i kosztów obsługi prawnej po obu stronach. Reprezentowanie wybrańców uważam za źródło korupcji politycznej.
Wracając do tematu podwyżek przez ostatnie 8/16 lat. Władza przyjazna społeczeństwu /służbie nie musi go przekupować. Ja nie przeliczam podwyżki na benzynę /wódkę/ kartofle, bo umiem policzyć o ile wzrosły koszty "życia" i jak nasze zarobki wpisują się w zarobki innych. Wolę być traktowany godnie i móc tak postępować niż brać 500+, dziadkowe i inne ochłapy.