Spokojne rozpoczęcie biegania i dawkowanie intensywności daje niesamowite rezultaty.
Ja po totalnym bezruchu i kilku latach za biurkiem za namową kolegi z komendy zacząłem przygodę z bieganiem.
Najpierw 4-5 razy w tyg rozruch półgodzinny w cyklach 5-minutowych - 5 minut podzielone na 4,5 marszu i 0,5 wolnego truchtu. Zdziwisz się, ile się z tego km robi...
Potem relacja w 5 min zmienia się na korzyść biegu kosztem marszu. Plany znajdziesz na necie szczegółowe, dość powiedzieć, że po 1,5 miesiąca przebiegniesz swobodnie 5-6 km i będziesz miał przygotowane stawy i organizm, żeby 10 km biegać w relaksie, z bananem na gębie i bez kontuzji. Jedna rada: biegaj powoli - jeśli przyjemność się kończy w trakcie biegania, to albo zwolnij, albo zakończ trening.
W kolejnych latach biegałem po 1000 km rocznie dla czystej przyjemności, zrobiłem półmaraton w 1,45 h (więc nie jestem mistrz) i do dziś biegam dla przyjemności. Waga stabilna, zero kontuzji przez te 8 lat. Zero chorowania, bo biegam do -15st C. Zero bólu pleców. Szczerze polecam.
Nie zastanawiaj się, kup dobre buty, nie spinaj się, tylko wychodź potruchtać i nie skupiaj się na przebiegniętym dystansie, tylko czasie - biegaj po pół godz, potem godz. Inna jakość życia.
Pozdrawiam