Witam.
Tak się składa, że gdy służyłem w PSP jako oficer to mialem okazję przyjrzeć się z bliska związkowi zawodowemu Solidarność w PSP, którego byłem też członkiem do czasu wypisania się z niego i objęcia funkcji przewodniczącego Komitetu Założycielskiego "Solidarności 80" celem realizowania prawdziwego interesu służby jak i przeciwstawienia się wszechobecnemu bezprawiu w służbie co też skończyło się dla mnie w sposób przykry bo wywaleniem ze służby właśnie przy współudziale kierownictwa Solidarności. O tym incydencie tylko wspominam na forum w temacie : "Walka nie z pożarami ale z bezprawiem w PSP". Przeglądając jednak tut. krytyczne opinie dot. związku stwierdzam, że wymaga on jednak głębszego rozwinięcia celem zobrazowania prawdziwej roli jaką pełniły kluczowe osoby tego związku w PSP , które na swoje nieszczęście miałem pecha poznać w wejherowskiej jednostce. Służą one tam nadal. Na przemian bywając przewodniczącym jak i zastępcą Solidarności . Jedna z nich od niedawna jest już komendantem, a druga rzecznikiem komendy jest od wielu lat. Znam doskonale ich sposób podejścia do wykonywanych obowiązków zarówno służbowych jak i związkowych. Tak jak dla większości z Was to co przedstawiam w "Walce nie z pożarami ale z bezprawiem w PSP" jest być może szokujące tak też to może wyglądać w stosunku do tych związkowców będących jednocześnie jeszcze we władzch Okręgowych jak i Krajowych Związku Solidarności Pożarniczej. O tym więc napiszę i zdemaskuję prawdziwe oblicze tych małych ludków w dużych butach z przerośniętymi ambicjami abyście wiedzieli w jakim celu oni ten związek wykorzystywali. Sami zresztą już pewnie domyślacie się celu i roli. Bo doprawdy bardzo ciekawe było to, że nie mając skończonych odpowiednich szkół pożarniczych ani wymaganych stopni zostali przeniesieni przez postkomunistycznego długoletniego stażem komendanta z podziału bojowego JRG do komendy / aby sobie rączek nie brudzić jak powiedział jeden z nich obecny przewodniczący S i zarazem rzecznik komendy /. Pierwszy z nich podoficer kończąc zaocznie Szkołę Chorążych Pożarnictwa w Poznaniu / a w zasadzie filię w Tczewie / uzyskał stopień młodszego chorążego / i zaczął zajmować stanowisko oficerskie w Komendzie. Nadzorował z ramienia komendanta Jednostę Ratowniczo-Gaśniczą z jej dowódcą na czele w stopniu starszego kapitana po SGSP jak i jego zastępcę starszego aspiranta. Czyli taki gwałtowny awans z bycia podwładnym podoficerem do stania się nadzorcą nad oficerem /d-ca JRG/ i starszymi aspirantami /d-cami zmian/. Podobnie rzecz się miala z drugim związkowcem , który będąc podoficerem w podziale bojowym JRG też został przeniesiony przez komendanta do komendy na stanowisko aspiranta. Ten tutaj zajmował się sprawami kontrolno rozpoznawczymi. Na zajmowanie tych stanowisk wbrew wytycznym musiał wyrazić dla nich zgodę sam Komendant Główny PSP, który oczywiście się na to zgodził w drodze wyjątku ! Ciekawe dlaczego to zrobił i to wówczas gdy oficerowie i chorązowie / aspiranci/ z resortu szukali z trudnościami możliwości podjęcia służby w powstałej PSP? Dla nich miejsca nie było ani w komendzie ani w JRG! Przykładem była moja osoba. Musiałem interweniować aż u ministra MSWiA aby się mniejsce dla mnie zrobiło /po pół roku/ w wejherowskiej komendzie bo w tej miejscowości zamieszkiwałem. Tutaj jednak cały czas miejsce w komendzie trzymał postkomunistyczny komendant dla związkowców, wszak od związku zawodowego ważyły się jego dalsze losy na dotychczasowym stanowisku w okresie transformacji ustrojowej. Korzyść dwojaka dla wszystkich, stąd też związkowcy otrzymywali nagrody, wyższe grupy w widełkach, wyższe dodatki służbowe od oficerów no i byli inaczej traktowani. Mogli się spóżniać bezkarnie do służby, przychodzić na kacu, pijać alkohol w służbie, trzymać go w szafkach, biurkach, wysyłać po niego strażaków na służbie, wykorzystywać samochody wraz z kierowcami do celów prywatnych, wykorzystywać ich jak taxi do odwożenia do domu, itd. Gdy odbywało się spotkanie związkowe gdzieś na południu Polski to oczywiście komendant zezwolił im udać się na nie samochodem operacyjnym wraz z kierowcą na koszt PSP. Podobnie przymykał oko na spotkania związkowe organizowane w godzinach służby i pracy administracyjnej co było wbrew prawu. Nie piszę tego z zawiści bo sam byłem członkiem tej Solidarności, ale chce jedynie to uwypuklić i pokazać jak byli oni traktowani w porównaniu do tego jak mnie potem potraktowano jako osobę ukazującą nadużycia i przestępstwa w służbie szczególnie gdy wypisałem się z tego związku i zostałem przewodniczącym Komitetu Założycielskiego S 8O. Wracając do związkowców, to prowadząc sprawy BHP dosłownie wymusiłem na przewodniczącym związku jak i komendancie powołanie społecznego inspektora pracy, którego związek od lat w ogóle nie powoływał mimo zdarzających się ciągle wypadków przy pracy jak i podczas akcji. Kariera tego społecznego inspektora z JRG wybranego przez związek była jednak krótkotrwała bo trwająca zaledwie parę dni. Gdy okazało się , że swoją funkcję nie będzie traktował papierowo ale z namaszczeniem i dla dobra załogi będzie poniekąd wymuszać na komendancie realizajcje spraw BHP zgodnie z przepisami wówczas przewodniczący S sam go jednoosobowo bezprawnie odwołał z tej funkcji i pobiegł szybko radośnie o tym zameldować komendantowi. Na jego miejsce powołał innego związkowca, który już takiego zapału nie przedstawiał i był akceptowany przez komendanta. Typowy klasyczny przykład nie realizowania zadań związku. Wypadki natomiast jak były tak i nadal się zdarzały. Poszkodowani strażacy otrzymuywali jedynie informacje od komendanta i związkowców, ze brak jest srodków finansowych na zakup ubrań, sprzetu ochronnego jak i na ich konserwacje i naprawę. W tym zaś czasie ci panowie trwonili na własne poptrzeby i tak już skromne środki finansowe jednostki. Gdzie były związki? W kieszeni komendanta. Wszyscy doskonale o tym wiedzieli ale zabrakło odważnego aby powiedział basta. Prowadząc dochodzenie powypadkowe z dwóch wypadków , które miały miejsce w odstępie tylko dwóch tygodni w wyniku których strażacy ulegli oparzeniu twarzy i rąk podczas gaszenia klatki schodowej oblanej łatwopalną cieczą wykazałem , że oparzenia strażaków wynikały z brak ubrań żaroodpornych właściwych rozmiarem. W protokole powypadkowym nakazałem nakazałem aby zostały one jak najszybciej zakupione. Komendant odpisał, ze brak na to środków finansowych. Związek milczał , a w tym czasie kierownictwo komendy wraz z przewodniczącym S dalej trwonio resztę skromnych środków finansowych jednostki na prywatne jazdy samochodami służbowymi wraz ze strażkami na służbie w celach prywatnych ukrywając te jazdy w wyjazdach służbowych oraz fałszując dokumentację służbową. W jednym przypadku zastępca komendanta tak się zagalopował w fałszowaniu dokumentacji wraz z przewodniczącym S, że nie mogąc już inaczej rozpisac i ukryć "lewych jazd" w jazdach służbowych po prostu musieli już dopasować stan kilometrów do dat tak, że im wyszło iż mieli wyjazd do pożaru, który był...dzień prędzej niż powstał!!! Takich przypadków lewych wyjazdów po kilkanaście, kilkadziesiąt km dziennie i było ich wiele. Potem powstał pożar 40 samochodów na parkingu za... płotem jednostki i gdy społeczeństwo się oburzyło no to szybko zwołano konferencje prasową na której winę zwalili na brak środków finansowych i jeszcze postraszyli , że jeśli nie otrzymają wsparcia finansowego z miasta to może być tak, że w ogóle nie wyjadą /oczywiscie do zdarzenia a nie w swoich celach prywatnych/. Widząc jak ci związkowcy wykonują swoje obowiązki 1/3 związkowców postanowiła się wypisac z tego związku i założyć wraz ze mna alternatywny związek Solidarność 80, którego celem miała być walka z patologią i bezprawiem w tej jednostce. Niestety gdy jako jeden z pierwszych wypisałem się ze związku po roku słuzby w tej jednostce i wraz z innymi osobami załozyliśmy już Komitet Założycielski S 80 wówczas przewodniczący S poleciał zdenerwowany na skargę do komendanta, który nakazał mi ujawnić listę członków komitetu celem ...objęcia ich prawną ochroną związkową. Listy osób nie otrzymali więc zaczęli węszyć i komendant zaczął wzywac pojedynczo "wywęszone" osoby i straszyć wywaleniem ze służby! Część osób się przelękła a część nie. Wstrzymało to jednak skutecznie aczkolwiek bezprawnie proces przechodzenia do drugiego związku co spowodowało potem wywalenie mnie ze służby w drodze sfingowanego dochodzenia służbowego, w którym przewodniczący związku S po zapoznaniu się z moimi zeznaniami jako protokolant powołany przez komendanta, stał się po miesiącu głównym świadkiem zeznającym przeciwko mnie. Dochodzenie to była jedna wielka farsa w której komendant był jednoosobowo prokuratorem, adwokatem, sędzią i katem wymierzającym mi najsurowszą karę dyscyplinarnego wydalenia ze służby. Chodziło o alkohol na 2 minuty przed końcem pracy / jak zeznał przewodniczący S o piwo wypite przeze mnie , którym częstowałem także jego/, ale dla dobra tej sprawy i ewentualnego wznowienia dochodzenia nie będę opisywał szczegółów. Sprawa wymaga naprawdę wyjaśnienia ale to nie przez dotychczasowego komendanta jask i przewodniczącego S. Określę jedynie, że ten przewodniczący S przerósł siebie samego i dał nieskrywany popis hipokryzji swojej abstynencji na służbie wraz z komendantem. To co zawierało uzasadnieniu to jeden wielki skandal w stosunku do nich samych. Poświadczenia nieprawdy w oparciu o przepisy prawne, nieprawdziwe fakty . Już za samą hipokryzję nie powinien byc strażakiem nie mówiąc o byciu teraz komendantem po przejściu poprzedniego na emeryturę. Było to jawne bezprawie sprzeczne z przepisami prawa jak i zarządzeniem mswia. Na to zwracały pózniej uwagę różne osoby, parlamentarzyści z tytułem prof. prawa. Niestety straż pożarna rządziła się swoimi prawami w myśl zasady - prawo to komendant. Dobitnie to kiedyś przedstawił nawet regionalny były poseł słowami :" , że w mojej sprawie mogę jedynie wziąść tylko pałę i napier....". Inna zaś bardzo poważana osoba określiła:" że zadarłem z organizacją , która ma wszelkie środki aby takiemu jak ja kowbojowi po prostu dopier....".,Tak naprawdę to zostałem wylany ze służby z zemsty za ujawnianie nadużyć w służbie i sprowadzenie specjalnej komisji z KGPSP. Byłem jedyną osobą , która oficjalnie i bynajmniej nie anonimowo przeciwstwiła się patologi w służbie. Ujawniłem przy okazji , że związkowcy są tylko fikcją w rękach postkomunistycznego kierownictwa, które umiejętnie to wykorzytywało i kupiło ich za przysłowiowe srebrniki. Jak można to określić inaczej, skoro np. gdy wobec mnie komendant dokonywał ciągle bezprawia /teraz to się nazywa mobbing/ i zabierał mi moje ostatnie i tak już najniższe kwoty dodatku służbowego , jak i zmniejszał upsoażenie w grupie to wówczas te zabrane kwoty nieoficjalnie przydzielał samemu przewodniczącemu S i to wówczas gdy zgłosiłem przewodniczacemu S aby się tą sprawą zajął jako związkowiec. On zaś po pewnym czasie informował mnie, że komendant nie przywróci mi tej kwoty i tyle. "Zapomniał" jednak dodać, że sam ją otrzymał osobiście "po cichu" od komendanta. Inną sprawą było np. to, że w połowie roku tj. w czerwcu nie był jeszcze zatwierdzony przez komendanta "Roczny plan urlopów" co było nagminne w tej jednostce. Co robił związek? Nic! Komendant komu chciał i kiedy chciał to urlop dawał. Ci Związkowcy zawsze mieli urlopy w najlepszych miesiącach letnich urlopowych, a pozostali musieli zaiwaniać za nich w służbie / jak ja/. Gdy zrobiłem raban i wystosowałem raport do komendanta o urlop , to od razu zwalono na moje stanowisko pracy sporo zadań do wykonania od czego uzależniono udzielenie urlopu. W końcu poczułem się osłabiony zdrowotnie i wystosowałem raport za potwierdzeniem przez pocztę ,w którym zgodnie w "Instrukcja bhp" informowałem o moim złym stanie zdrowia. Po kilku dniach otrzymałem zgodę na urlop od zastępcy a gdy przybyłem do domu wówczas zostałem wezwany ponownie do służby przez komendanta. Co robili związkowcy? Nic , zacierali ręce bo sami znów sie wybierali na urlopy w miesiącach letnich. GENERALNIE ROLA ZWIĄZKOWCÓW W PSP JEST TAK NAPRAWDĘ ŻADNA!!!!!!!!! NIE CHRONI ICH W OGÓLE USTAWA ZWIĄZKOWA!!!!!!!! O TYM SAM SIE PRZECIEZ PRZEKONAŁEM!!!!!!!!!ICH LOS I BYT W SŁUZBIE ZALEZY JEDYNIE OD KOMENMDANTA!!!!!! TO WYNIKA Z MOJEGO PRZYPADKU !!!!!!!!Czy to miał na myśli ówczesny przewodnicząsy S, będący obecnie komendantem, który wypowiedział się o swoich związkowcach w ten sposób, "że gdzieś ma tą chołotę". Teraz dostał gwaiazdki oficerskie po ukończeniu zaocznie cywilnego licencjatu o kierunku marketingu. Jego koleżka związkowiec ukończył zaocznie szkołę aspirantów i dostał stopień młodzego aspiranta oraz stanowisko bodajże naczelnika wydziału w komendzie nie posiadając z tego co mi wiadomo matury . A panowie oficerowie i aspiranci zaiwaniają w JRG brudząc sobie rączki od czego tak panicznie uciekali ci związkowcy. Jak czytam wypowiedzi i artykuły publikowane w prasie lokalnej ich autorstwa to śmiać mi się chce przy słowach, myśmy zrobili, myśmy....tak, tak ich rączkami, których nie chcieliście brudzić przy pożarach. To tak na marginesie.To jest tylko część faktów. Resztę i to też jeszcze nie wszystkie można doczytać w "Walce nie z pożarami ale z bezprawiem w PSP". Jeszce na zakończenie. Co to znaczy być związkowcem to wiedziałem prędzej niż oni. Jako podchorązy WOSP uczestniczyłem w strajku okupacyjnym w 1981 r w Warszawie. Gdy byłem już oficerem to miałem "założoną teczkę" przez ówczesnego komendanta wojewódzkiego w Gdańsku i byłem na celowniku wywalenia mnie ze służby właśnie przy współudziale komendata wejherowskiego. Musiałem szukać póżniej schronienia w straży resortowej, w której należałem do związku zawodowego Solidarności resortowej / nie pożarniczej/ zanim wejherowscy solidarnościowcy otrzymali namaszczenie postkomunistycznego kierownictwa pożarniczego na założenie związku Solidarność w straży pożarnej. Skąd ja to wiem? Ano wiem! Gdy powstawała Solidarnośc pożarnicza to mnie oficerowi nie pozwolono do niej przystąpić!!!Zakazał mi tego sam komendant wojewódzki w Gdańsku informujac o mozliwości wdrożenia postępowania dyscyplinarnego . Najpierw ci co zakładali i mieli na to zgodę wybrali między sobą władze związkowe a dopiero potem kogo chcieli to przyjęli. Mnie póżniej już musieli przyjąć, bo przeszedłem z Solidarności resortowej. Na zakończenie reasumując. Kiedyś po wywaleniu mnie ze służby gdy odwiedziłem biuro znanego w Polsce senatora niezłomnego w walce o prawa człowieka to otrzymałem m.innymi takie pytanie? Przeciwko czemu strażacy związkowcy ogłosili gotowość strajkową? Odpowiedziałem coś w rodzaju, że z tego co informują społeczeństwo to z powodu nierealizowania postulatów strażackich , które władze zobowiązały się realizować . Wówczas pokazano mi pewien dokument podpisany przez przewodniczących różnych związków zawodowych działających w pożarnictwie oraz kierownictwa KGPSP i chyba też MSWiA z którego wynikało, że odstępują od realizacji tych postulatów. Gdy przybyłem do domu to w regionalnym okienku TVP zobaczyłem przedstawiciela związku S, który nadawał, że gotowość strajkowa jest dlatego w regionie, bo władze nie ralizują... podpisanych postulatów strażackich. A wiec jak to było panowie związkowcy ? Czy wasi podwładni wiedzieli o tym fakcie? Co do występujacej patologii to bardziej szczegółowo wraz z udokumentowanymi faktami jestem w stanie przedstawić także polskiemu społeczeństwu. Wszak musi ono wiedzieć na jakie cele przeznaczane były jego podatki oraz kto teraz, jak i gdzie w nagrodę awansował . Ja jako obywatel tego kraju za który krew przelewali i życie oddawali także członkowie mojej rodziny utrzymujący wraz ze swoją rodziną także ze swoich podatków Państwową Straż Pożarną mam prawo zabrać w tej materii głos na forum krajowym.
strango@wp.pl