Witam, poniżej zamieszczam fragment artykułu mojej żony.
Miał być opublikowany w gazecie lokalnej, ale był nie wygodny dla władzy
Wyciąłem fragment dotyczący statystyk jednostki.
[size=78%]W straży to nie strażacy są najważniejsi...[/size] Robimy grilla, wszyscy goście już przyszli, kiełbasa pachnie, a zimne piwo aż się prosi, żeby zamoczyć w nim usta. W pół drogi do pierwszego łyka dzwoni telefon. 10 sekund później mam w rękach otwarte mężowskie piwo, widelec do grilla i mogę zobaczyć oddalające się plecy…
Wieczór, półmrok, film w połowie i jest tak miło jak po pracowitym tygodniu potrafi być tylko w piątkowy wieczór. Kiedy dystans się skraca i ma być jeszcze milej, dzwoni telefon i zaraz potem trzaskają drzwi…
Umówiliśmy się ze znajomymi, w drodze do drzwi dzwoni telefon. Drzwi się otwierają, ale ja już nie wychodzę. Mogę zadzwonić z informacją, że się spóźnimy lub nie przyjdziemy. Tego nie da się przewidzieć.
Takie sytuacje czasem zdarzają się raz w tygodniu. Czasem kilka razy w ciągu jednej doby. Napisać „w ciągu jednego dnia” to pół prawdy. Telefon dzwoni tak samo w dzień, jak i w nocy. W nocy chyba nawet częściej. I tak 319 razy w 2017rok.
Kiedy o nietypowej porze odzywa się telefon, wszystko schodzi na drugi plan – żona, goście, od dawna wyczekiwany wyjazd, umówione spotkanie. Mężczyźni i kobiety (mamy w naszej jednostce dwie, które mogą jeździć na akcje) z różnych zakątków Lędzin rzucają wszystko w pół kroku i bez zastanowienia biegną czy jadą w stronę strażnicy.
Od tej pory najważniejszy jest człowiek, który potrzebuje pomocy. Być może każda minuta ma znaczenie dla jego życia, a może ogień zagraża domom, bo ktoś podpalił trawę. To w pierwszej chwili nie ma znaczenia. Ważne, żeby zebrało się przynamniej czterech ludzi, którzy gotowi są zrezygnować z wolnego czasu i nieść pomoc. Nikt ich nie pyta, jak mają na imię i czy ktoś właśnie nie czeka na nich niecierpliwie. Nikogo nie obchodzi czy zjedli dziś śniadanie, czy może są spragnieni, bo słońce lubi czarne umundurowanie. Mimo tego to właśnie anonimowy człowiek czekający na pomoc jest najważniejszy w działaniu straży pożarnej.
Strażakiem być Wielu zdarzeń, do których wyjeżdżają strażacy, można uniknąć. Często są one wynikiem ludzkiej brawury, głupoty lub niefrasobliwości. Każdy mieszkaniec miasta powinien dbać o własne bezpieczeństwo – tu znaczenie ma nawet odpowiednio wyczyszczony komin. Kominiarze naprawdę przynoszą szczęście, ale tylko ci, którzy mają okazję wykonywać swoją pracę.
Na szczęście w naszym mieście rzadko trafiają się alarmy fałszywe. Musimy jednak pamiętać, żeby były one też uzasadnione – kot, który wszedł na drzewo raczej z niego zejdzie. Są też sprawy, z którymi możemy poradzić sobie sami – nie musimy czekać, aż osy pod naszym dachem wybudują gniazdo warte uwiecznienia w księdze Guinnessa. Z kilkoma możemy powalczyć sami.
W służbie strażaków nie brakuje momentów budzących śmiech – jak konieczność pomocy złodziejowi, który wdrapał się na dach supermarketu, ale zejść już nie potrafił czy uciekająca papuga. Są i tak oryginalne, że wnuki pewnie będą o nich słuchać – w końcu ile jednostek w Polsce może się pochwalić złapaniem kangura?
To wszystko może zajmować dużo czasu, w końcu w jednostkach państwowych strażacy są na etatach. Nasi mają ekwiwalent, ale nie można mówić, żeby dało się z niego żyć. Każdy z nich ma przede wszystkim pracę a później straż. Kiedy mój mąż nie może ruszyć na akcję, widzę jak jest zawiedziony – może tym, że nie spotka kolegów (bo strażacy to fajni ludzie są), a może właśnie tym, że mógł być pomocny zamiast wypicia piwa albo wyjazdu do teściów. Nie słyszę takich westchnień, kiedy nie idzie do pracy.
[...]
Wycie syreny czy alarm przez telefon – wszystko jedno – od kiedy wyszłam za strażaka zawsze będą dla mnie znakiem dużego rozdarcia. Kiedy je słyszę najpierw się boję – ogień to nieobliczalny żywioł, nie bez powodu strażakom życzymy tylu powrotów, ilu wyjazdów, czasem potem jestem zdenerwowana, że ci obcy ludzie, są dla niego tak ważni. Ostatecznie jestem dumna – mój mąż i jego koledzy, koleżanki ze straży są bohaterami.
Uwaga: jeśli żony/rodziny strażaków właśnie sobie myślą, że to nie jest takie kolorowe, to mają rację. Jest to zajęcie niebezpieczne, a w dodatku żadna z nas nie chce być na drugim miejscu. Wynagradzam sobie to wszystko, kiedy on akurat jest w trakcie akcji, a ja mogę zgodnie z prawdą powiedzieć, że pojechał ratować świat.
Ewelina Niemiec
Żona strażaka