Czytam ten wątek od dłuższego czasu i również postanowiłem, że odpowiem na przemyślenia pana newage. Przede wszystkim co się tyczy nauki w SGSP, to są przypadki, że osoby nie raz, a dwa czy więcej razy zaczynają studia w naszej Uczelni i ją kończą. Ba, można zostać nawet Dowódcą Kompanii i nie jest to nic niezwykłego. Wiadomo, chcieć to móc. Uwielbiam argumenty dotyczące "afery narkotykowej", zapewne na pana kompanii jedynym uzależnieniem była hakówka. Nie dotyczy to mojej kompani, ale jeśli dwa roczniki nie mogą wychodzić nigdzie i są po pięć razy dziennie kontrolowani, to nic dziwnego że był odzew. Niech się pan przejdzie po dowolnym akademiku w Polsce i zobaczy pan ile jest alkoholu i narkotyków. W SGSP znaleziono śladowe ilości, a poszła fama, jakby był u nich punkt dystrybucji na cala Warszawę. Dobrze że dowódcy zachowali się dojrzale i zamknęli wszystkich, chociaż wiadomo kto ile czego miał przy sobie. Co do rozkazów wszystko spoko tylko ludzie są dysponowani do noszenia szafy z punktu a do punktu b i potem z punktu b do punktu a. Jesliby pan robił to codziennie, to też po paru miesiącach pojawilaby się frustracja. Podchorazowie niby są tacy pretensjonalni, a w międzyczasie odbywa się spotkanie z R-K gdzie kadra dostaje opr za to, że nie ma żadnych publikacji, nikt nic nie robi i spada ocena szkoły. Co więcej, podobno było tylko 4 osoby w mundurach, a podobno to jest Uczelnią mundurowa. Co do przydziałów - raz że jak startowalem była całkiem inna sytuacja, wiedziałem ze jak ugadam się z komendantem u siebie, to trafie np na Małopolskę, teraz już wiem, że może być bardzo trudno. Na WAT daja pieniądze, ale po ukończeniu szkoly dają mieszkanie i uposażenie na poziomie 5000. Teraz mam wizję, ze za dwa lata trafie gdzieś na Lubuskie, z uposażenie rzedu 2800 i sam mam sobie szukac mieszkania. Dla kogoś to może mały problem, ale jeśli trafie na mały powiat, gdzie nie znajdę mieszkania i muszę szukac w większym miescie, wstac rano o 4, żeby zdążyć do pracy to ja dziękuję
Dobrze się mówi jak się kończyło SGSP na całkiem innych zasadach, dostaje się uczciwe pieniądze i nie odpowiada niemal za nic. I na koniec co do narzekania na zarobki: to po co się studiuje? Żeby pisać sobie skrót inż przed nazwiskiem, czy może żeby się czegoś nauczyć, potrafić dobrze zrobić swoją robotę i być za to godnie wynagrodzonym, żeby nie trzeba było zaciskać pasa i liczyć na to, ze uda się dociągnąć do pierwszego? Slyszalem o przypadku absolwenta, który nie ma czasu na nic, bo dojeżdża ponad 200km do pracy. Ludzie nie są głupi, w tym roku było dużo mniej chętnych na tor przeszkód. Jeśli tylko możecie, popytajcie ludzi jak tutaj naprawdę wygląda życie, bo to nie jest ta Uczelnia co jeszcze kilka lat temu.