Jeśli ktoś chce "posprzątać" nieużytki to właśnie najlepszy czas. Ziemia jeszcze zmarznięta, wegetacja nie ruszyła, robaki śpią głęboko w ziemi i dymu będzie trochę mniej. Taki pożar że względu na materiał palny i szybkość rozprzestrzenia ma zbyt krótki czas oddziaływania na glebę aby spowodować erozję.
Z tym spalaniem traw to trochę taki eko terroryzm. Ogień w naturze zawsze występował jako naturalny czyściciel i inicjator wzrostu wieku gatunków roślin, które dzięki niemu mają szansę na rozwój.
Taki popiół jest bogaty w potas, fosfor, wapń przez co odkwasza glebę spowalniające wzrost chwastów. Brakuje w nim tylko azotu bo ten idzie z dymem ale natura potrafi sobie to zrekompensować.
Kolejny aspekt to nagromadzenie materiału palonego, który w sprzyjających warunkach potrafi narobić niezłego bałaganu zwłaszcza jeśli jest w pobliżu lasu lub zabudowań.
Oczywiście wypalenie ma tylu zwolenników co przeciwników tylko czym innym jest podpalenie uprawianej zadbanej łąki a czym innym nieużytku.
Tylko po co podpalać nieużytki skoro się ich nie wykorzystuje gospodarczo?
W mojej okolicy przez lata była "tradycja" wypalania traw koło rzeki. Latem było kolorowo od kwiatów, dużo zwierząt i ptaków. Od kilku lat dzieciaki wolą smartfony niż zapałki i na efekt nie trzeba było długo czekać. Stworzyła się monokultura a teren opanowały 3-4 gatunki, które skutecznie zagłuszyły większość roślin, zwierzęta się wyniosły tylko latem komarów od groma bo w zaroślach wysokich na 2 metry mają raj.