Obaj bardzo interesująco opisujecie swoją perspektywę i ja sądzę, że raczej rozmawiamy żeby wprowadzić obserwatorów tego wątku w nasze stanowiska, niż aby w czymś przekonywać siebie wzajemnie, ale to dobrze bo i nam potrzeba przy okazji podostrzenia wizji.
Tylko dla dokończenia myśli: @Ignacy, jako kolekcjoner staroci, w większości z likwidowanych regałów, mam pozbierane szare skoroszyty z lat 70. autorstwa KG, wśród których są np. metodo
logie planowania, logistyki, zarządzania. Kiedyś biura w KG w oparciu o naukowe podstawy wydawało różne ambitne opracowanka (czasem bardzo tematycznie egzotyczne). No ale to były wogóle mroczne czasy, w których każdy referat miał kontrreferat, a każda zmiana musiała posiadać racjonalne i pisemne uzasadnienie. Naprawdę były takie momenty w straży. Więc podziwiając zakres przewidywany do rozstrzygnięcia jak skakać z dzieckiem, wtrącam uwagę, że nie byłby to debiut (w sensie podejścia do tematu) w naszym środowisku. Dzikusami to staliśmy z powrotem niedawno. Tym wyjaśnieniem kończę obronę kruchego
bastionu redutki jakim jest PSP.
Chciałem opisać spostrzeżenia z pewnego eksperymentu.
Zawsze irytowała mnie nierówność we wkładzie pracy podczas różnych ćwiczeń strażackich. Strażacy pocą się jak szczury, kierujący nimi najczęściej plotą farmazony męcząc się minimalnie. Stworzyłem sobie w głowie model kaloryczny, który oznacza, że istnieje sposób wyceny trudu pracy i wkładu tak dla sikawkowego, który targa kupę sprzętu na grzbiecie w upale jak i dla dowódcy mającego zmęczyć równie intensywnie swoją głowę. Brakowało mi narzędzia. W końcu obmyśliłem kartę (załącznik) KDR, która posiada elementy checklisty, ale to niewiele zmieniło. Ćwiczący dowódcy pracowali z tą kartą na siłę, wg zasady wymyślił sobie baran, trudno, trzeba coś tam smarnąć, nie będzie się czepiał.
Przełom pojawił się, gdy wpadłem na pomysł ćwiczeń, w których dowodzący po rozpoznaniu dowodzi odwrócony tyłem do zdarzenia. Wyglądało to tak:
1. Przygotowanie szczegółów scenariusza bez wiedzy załogi (dotyczy aranżacji wewnątrz obiektów, liczby i rozkładu źródeł ognia, sztywne określenie wejścia głównego, instalacji itd.
2. Po przyjeździe załogi KDR idzie na spokojne rozpoznanie, ma prawo wykonać nawet szkic z istotnymi dla niego informacjami, po którym odwraca się plecami do zdarzenia.
2a KDR jest odpytywany z pamięci i ew. notatek o podstawowe dane nt. obiektu (np. ile kondygnacji, szacowana powierzchnia, czy na stronie D może stanąć drabina mechaniczna, itd), można wymyślać bardzo wiele takich zagadek.
3. KDR ma wyartykułować zrozumiały zamiar taktyczny załodze. A dokładnie rozkaz wstępny, który dodatkowo podaje cel działania.
3a. Załoga jest sprawdzana kolejno, czy każdy rozumie INTENCJĘ (cel) swojego dowódcy i czy zna swoje pierwsze zadanie.
4. Rozpoczyna się ćwiczenia, w trakcie którego KDR siedzi na murku i kieruje odwrócony tyłem.
Osiągnąłem to czego potrzebowałem, ilość kalorii po obu stronach akcji zaczęła się wyrównywać. Rzeczy które przy okazji uległy radykalnej poprawie, to szacunek do korespondencji radiowej, zrozumienie po obu stronach, że aby być dobrze kierowanym trzeba podawać wtedy kiedy trzeba właściwe informacje, oraz aby kierować, trzeba się wspomagać, ale nie można "zabijać" pytaniami swoich strażaków. Tak naprawdę ogromnie dydaktycznie pożyteczne ćwiczenie. Widać na człowieku, że myśli, że planuje, że zlicza, że szuka w pamięci, że się skupia, obgryza długopis, lub paznokcie.
Zaryzykowałbym, że jeśli ktoś biegle opanuje takie dowodzenie podczas ćwiczeń, to bez problemu ogarnie organizacyjnie akcję rzeczywistą w przyszłości. Załoga zresztą też wiele się na takim ćwiczeniu uczy.
Obserwacje:
1. Niechcący zrobiłem prosty weryfikator predyspozycji. Natychmiast, bardzo wyraźnie można wyróżnić ludzi, którzy na 110% będą wręcz doskonałymi dowódcami, oraz tych, którzy będą się z tym męczyć niemiłosiernie (nie chodzi o pamięć, mam świadomość podstawowych
typów ludzkiej natury), bywa np. że nie każdy potrafi formułować myśli w przekazie, tym bardziej polecenia, nie każdy potrafi myśleć abstrakcyjnie, nie każdy ma podzielność uwagi itd. Oczywiście wiele z tych cech można ćwiczyć z powodzeniem.
2. Powtórzenie eksperymentu daje niewiarygodny postęp (co jest dosyć zrozumiałe). Niestety, mimo, że praktykuję takie ćwiczenie od kilku lat to szansę sprawdzenia jedynie 1 raz mam dla ok 20-30% powierzonych osób, a powtórzenie dotyczy jednostek. Szkoda, przynajmniej 1 próbę powinni wykonać wszyscy. Po takim ćwiczeniu nic już nie jest takie jakie było wcześniej
3. Ci którzy szybko przestawiają się na zrzut pamięci ma kartę KDR, ogarniają znacznie skuteczniej poszczególne elementy akcji.
W sumie jest wiele opisanych teorii, w których model działania umysłu porównuje się do działania komputera. A raczej mikrokontrolera, który posiada maleńką ilość pamięci RAM. Nasz mózg jest niewiarygodnie sprawną maszyną, ale ma słabe strony.
Patrząc na działanie mikrokontrolera, jego mała pamięć podzielona jest na pewne obszary:
R - rejestry, czyli miejsca w których przechowywany jest stan zmiennych globalnych, stałe, konfiguracja, wykonywane są fizyczne obliczenia maszynowe
G - komórki pamięci w których są kolejno umieszczone instrukcje programu w języku maszynowym
S - stos, na którym odkładane są zmienne lokalne, adresy powrotów.
. - wolne komórki pamięci.
To może wyglądać tak:
[RRRRR|GGGGGGGGGG..................................SSSS]
(R)ejestry mają zdefiniowane sztywno miejsce, pro(G)ram wypełnia pamięć od początku, zaraz po rejestrze, natomiast (S)tos rośnie dynamicznie od końca pamięci wypełniając ją w zależności od potrzeb.
Stos to jest to, z czym człowiek nie radzi sobie najbardziej, komputerowy stos przechowuje stan zmiennych programu np. przy każdym "przerwaniu" normalnego działania programu np. poprzez sygnały zewnętrzne (mogą być także wewnętrzne) jak sygnał z czujnika, naciśnięcie przycisku, źródłem przerwań może być cokolwiek. Wtedy program przerywa swój tok i zapisuje stan zmiennych programu na stosie, po obsłużeniu przerwania odczytuje ten stan ze stosu i wraca do kontynuowania programu. Problem jest wtedy, gdy ilość przerwań powoduje rozrośniecie się stosu do takich rozmiarów, że "wchodzi" na instrukcje programu i je nadpisuje. Program komputerowy w takich warunkach zaczyna świrować. Człowiek można powiedzieć działa dość podobnie, naszą pamięć RAM ocenia się na parę !! kilobajtów (tyle co najmniejsze z najmniejszych mikrokontrolerów, bliżej nam do kalkulatorów), oczywiście to jest bardzo umowne porównanie. Niemniej przechowywanie i odkładanie zmiennych sprawia nam wielką trudność.
I dlatego listy kontrolne mogą być pożytecznym narzędziem. Na karcie KDRa też są pola, które można odhaczyć, zmienne (kryptonimy zastępów), które można zapisać, zadania które wyznaczono, a które czekają na realizację, przypominajki o rzeczach ważnych, które jednak bywają pomijane (ewidencja pracy w aparatach, asekuracja)
Taka karta nic nie mówi o procedurze, nie rozstrzyga odstępstw. Lista kontrolna nie musi mieć takich cech. Ona zawiera tylko elementy przypominające i wspomagające. Można ją konstruować bardzo neutralnie, choć można też iść w kierunku realizacji pewnego toku. Może zamiast zastanawiać się na tym etapie jak wykorzystać LK na najbardziej newralgicznym odcinku (bardzo gorące działanie ratownicze), bo to może być trudne i wymaga doświadczenia i zaufania do "systemu", zacząć od zastanowienia się jak LK wspomóc zmianę służby, gaszenie trawy, Stemplowania podejrzanie przechylonej ściany?
Może to jest właściwa ścieżka rozkręcenia tematu?
[załącznik usunięty przez administratora]