. To się nazywa genetyka, znajomy w pewnym okresie na kacu po dobrym weekendzie uzyskiwał lepsze wyniki na sprawdzianach wydolnosciowych niż ja. ( Trenuję wioślarstwo)
.
Owszem geny tez dużą robią swoje, ale to nie zmienia faktu jak by taka osoba dostała test Cooper to czy będzie miała taką wydolność organizmu żeby przebiec 3km w czasie poniżej 12min, raczej słabo to widzę. Druga sprawa są czynniki na które nie mamy wpływu głupia choroba, twój organizm słabnie a zanim się zregeneruje w pełni to usłyszysz przykro nam i zapraszamy za rok.
Nie chcę tutaj zgrywać geniusza treningowego, ale harward jest czymś kompletnie innym niż maraton. W harwardzie masz krótki czas treningu ale musisz używać dużo siły(np tak jak w spincie) i używasz włókien szybkokurczliwych, natomiast w maratonie wolnokurczliwych. Sprintu zrobisz 100mx3 i płuca cię palą, a po 10km albo czy ilu tam chcesz po prostu jesteś zmięczony, ale normalnie lapiesz oddech. Inne włókna pracują. Kiedy grał w nogę miał sporo zrywów szybkości, co zrobiło mu wydolność i jego włókna szybkokurczliwe były dobrze przystosowane dlatego właśnie on zdał harward. Bieganie 10km jest lepsze niż nie robienie nic, ale przebiegnij sobie 10 czy ile tam chcesz, a zrób harward, będziesz czuć się kompletnie inaczej Polecam interwały, np 15 sekund sprintu i 45 sekund biegu, 8 serii, płuca zgon
Wiesz co ,robiłem trenowałem test harwardzki od stycznia do lipca do tego dwa razy basen, interwały po 2x 45min w tydoniu, Biegi sprinterskie pod okiem nauczycielki 1x i raz w tygodniu rozbieganie gdzieś około 60min. Nauka chemii i fizyki od podstaw. Ten test Harvardzki to był pikuś w warunkach domowych zero zmęczenia ,wyniki powyżej 120. Dwa tygodnie przed egzaminami złapała mnie bakteria człowiek rozwalony w łóżku leży i leczy się na egzaminy. Przychodzi dzień egzaminu wynik tragedia taki jak bym wogule nie miał wydolności i co mam teraz wierzyć, że chłopak który sobie raz w tygodniu pobiega za piłką wyjebka na wszystko, a może się dostanę ma lepszą wydolność ode mnie ?. Zamiast spędzić czas na treningu tego śmiesznego Harvardu wolę iść bez kitu biegać, pływać albo pojeździć po naborach do straży i żeby organizm się trochę przyzwyczaił do wykonywania tego ćwiczenia w obcym środowiskiem.
[/quote]
Sojek na to Ci nie odpowiem, choroba na pewno niestety zrobiła swoje, leki też mogły przeorać, stres, ilość testosteronu w organizmie, sen czy miliony innych czynników. To są tak złożone procesy, że ciężko jednoznacznie określić co było powodem nieszczęsnego wyniku, przykro mi, a wiem jak to wk*rwia człowieka.
Fanatyk może być to samo co wyżej. Ja uwaliłem SGSP w 2015 roku przez stres, zżarło mnie niemiłosiernie i biegłem jak debil. Byłem na wszystkich możliwych próbnych torach, a na oficjalnym po prostu jakbym pierwszy raz manekina miał w rękach.