Witam,
kilka dni temu, podczas pełnienia służby na podziale bojowym, wyjechałem jako ratownik to przerwanego przez koparkę gazociągu średniego ciśnienia. Działania na miejscu polegały na ewakuowaniu najbliższych domów (3 domu, najbliższy około 12 m od wycieku), ustawieniu kurtyny wodnej od strony zawietrznej wycieku (wiał bardzo silny wiatr) oraz przygotowanie linii gaśniczej do zabezpieczenia. Na miejsce przyjechały dwa samochody z gazowni (4 osoby).
Dowódca akcji rozkazał swoim podwładnym w tym mnie, za pomocą berylowych łopat, odkopanie uszkodzonego gazociągu w celu uszczelnienia go. Miernik wielogazowy około 2 metrów od strony nawietrznej wycieku ,,szalał,, a panowie z gazowni stwierdzili, że nie zakręcą zaworu głównego, ponieważ później będą musieli sprawdzać przez tydzień instalacje we wszystkich domach odciętych- niby takie przepisy dotyczące sprawdzania.
Jako ratownicy, nie chcieliśmy wykonać rozkazu kopania dziury, z której wydobywał się gaz. Zaznaczę, ze Panowie z gazowni, stojąc na około wycieku, gadali przez telefony komórkowe z przełożonymi.
Oczywiście po akcji, dowódca przyczepił się do nas, dlaczego ociągaliśmy się przy robocie oraz staliśmy przy prądownicy (w bezpiecznej odległości),
I tu moje pytanie: Czy według Was, dowódca podjął właściwą decyzje o kopaniu, gdzie z pod nóg wylatywał gaz? Czy stworzył sytuacje zagrażającą naszemu zdrowiu czy życiu? Czy mogliśmy nie wykonać rozkazu?