Są dysponenci, którzy zatrudniają ponad 80% spec. med. rat, ale skoro zdarzają się lekarze niekompetentni i słabo zaangażowani to należy tych specjalistów zwolnić z karetek i zamiast nich dać ratowników medycznych??
I są dysponenci, którzy nie mają żadnego specjalisty medycyny ratunkowej - prawo rynku. Z mojej byłej stacji lekarze się zwalniają i wolą dojeżdżać ponad 100km do pracy ale stawkę za godzinę mają 100-120zł a nie 50zł...
Za te pieniądze z powodzeniem można finansować więcej karetek P z ratownikami a jak wiadomo na całym prawie świecie tak to działa zwłaszcza w wiodących pod względem ratownictwa krajach jak USA czy Izrael i jakoś nikt nie lamentuje, że nie ma lekarzy w karetce. Druga strona medalu, że ratownicy są tam regularnie poddawani ćwiczeniom, egzaminom, weryfikacji i mają określone procedury.
Co do logiki mieli być sami specjaliści med rat w ZRM S a tak nie jest bo jest ich za mało, za mało lekarzy kształci się w tej specjalizacji i mamy przez to bajzel i zapisy, że wystarczy przepracować określoną ilość godzin na IP czy SORach i można zostać lekarzem systemu...tylko często postępowanie takiego lekarza nie różni się niczym od postępowania ratownika w przypadku ZRM. Różnica jest znaczna w wiedzy i umiejętnościach kiedy lekarz będąc na SORe może rozwinąć skrzydła i uratować człowieka, którego zabezpieczył i przetransportował zespół ratowniczy.
Przytoczyłem informacje o zużyciu leków w dyspozycji lekarza przez jednego z dysponentów - dlaczego mam o tym "nie mówić"
Już CI napisałem - nie ma standardów wyposażenia ZRM w leki. Jeden specjalista może rozwinąć skrzydła i mając do dyspozycji leki o których piszesz zadziała a inny specjalista nie zrobi nic więcej od ratownika bo takich leków nie ma. Żeby to miało sens i był to argument wszystkie S musiałyby mieć leki, które wymieniłeś a tak nie jest więc w jednym mieście z powodu danego urazu (np czaszkowo-mózgowego) ludzie umierają a w innym da się ich uratować? Na to wygląda
Co do hejtu widzisz moja żona jest lekarzem i doskonale się rozumiemy. Ja czerpię bardzo dużo z jej wiedzy (internistycznej), jak mam wątpliwości to mi tłumaczy, podpowiada a nawet uczy. Kiedyś zapytałem jej czy nie chciałaby "dorobić" w pogotowiu. Odpowiedziała mi niezwykle mądrze - "pojedzie do obrzęku płuc, zawału, szeroko rozumianych problemów internistycznych to sobie poradzi bez problemu ale zespół nie wybiera, trafi na urazowego pacjenta, poważne zaburzenia neurologiczne czy pediatryczny poszkodowany i może ją to przerosnąć bo nie jest specjalistą w tej dziedzinie".
Ja jako ratownik nie jestem specjalistą w żadnej z wymienionych dziedzin - moim zadaniem jest zabezpieczyć poszkodowanego, wdrożyć "leczenie" i nie pozwolić aby jego stan się pogorszył, zawieźć z pewną diagnozą do specjalisty, który go ode mnie przejmie i zacznie leczyć. Dokładnie to samo zrobi Kardiolog przy urazowym poszkodowanym, ortopeda przy pediatrycznym, pediatra przy poszkodowanym neurologicznym - nie sądzę, żeby zrobili więcej niż dobrze wyszkolony ratownik. A ratownik jest tańczy przez co może być więcej ZRM typu P w miejsce zespołów S.
Oczywiście zdarzają się poważne wypadki, stany zagrożenia życia i tu jest pole do popisu dla specjalistów medycyn ratunkowej, którzy mogą z dodatkowym ratownikiem dojeżdżać do naprawdę ciężkich przypadków a że w skali miasta nawet dużego przy kilkunastu zespołach ratowniczych takich ciężkich przypadków aż tylu nie ma to specjalistów medcyny ratunkowej w skali kraju powinno wystarczyć. I to moim zdaniem jest dobry kompromis.
Odnośnie SORów zakładam, że to jakaś bzdura bo tam powinien dzielić i rządzić lekarz mający do dyspozycji pielęgniarki i ratowników. Wyszkolonych, potrafiących działać, wykonywać skomplikowane i zaawansowane czynności ale na wyraźne zalecenie lidera zespołu czy lekarza, który mając zaplecze i zgrany zespół zrobi zdecydowanie więcej niż w karetce gdzie po prostu marnowany jest jego potencjał.
Po raz kolejny podkreślę, że proponowany kierunek zmian jest dobry ale trzeba tez zmiany dopracować a nie liczyć na to, że samo z czasem się ułoży...