W związku z tematem opiszę Wam dzisiejszą sytuacje.
Usuwaliśmy właśnie powalone przez wichurę drzewo i jakieś 500 m. od nas na tej samej drodze zauwazyliśmy migające na niebiesko koguty.
Okazało się że było to zderzenie czołowe dwóch samochodów. Na miejscu podjechało juz pogotowie i policja.Połączyłem się z dyspozytorem, przekazałem co widzę i czy już kogoś wysłał czy my mamy to załatwić bo właśnie skończyliśmy usuwać drzewo.
Dyspozytor powiedział, że o wypadku nic nie wie, że połączy się z policją i zapyta. Za chwilę odpowiedział, że policja mówi, że straż nie jest potrzebna przy tym wypadku więc możemy wracać do bazy.
Wacając i tak zatrzymalismysię przy tym wypadku i zobaczyliśmy że jeden z samochodów osobowych był poważnie uszkodzony, miał z przdou wgniecenie które kończyło się dopiero na silniku, rozwalona chłodnica, i wiele innych "cześci". Pod samochodem był rozlany płyn hamulcowy i z chłodnicy.
Po tym co napisaliście w tym wątku powinienem odłączyć akumulator. Ale policjanci powiedzieli, że wszystko jest OK, że nie potrzebują pomocy.
Tak odbywa się większość kolizji i wypadków w moim mieście. Straż woła się tylko wtedy kiedy trzeba rozciąć samochód. A do akumulatora nigdy.
Ale mam teraz problem bo po waszych postach powiedziałem moim strażakom, że w każdej sytuacji odcinamy źródło prądu, itd. a teraz wychodzi, że chciałem być nadgorliwy (a nadgorliwość jest gorsza od ....). I jestem trochę załamany że w moim mieście tak się działa. Czy u was wzywają was tylko do akumulatora?