A to poważny temat... Trochę mało danych, ale sprawa chyba odzwierciedla "zakręcenie" w ratmed. Ogólny poziom ratmed w PSP powoli rośnie, bo zjawisko zaczyna żyć w praktyce, doświadczeniach i rozmowach, niestety pojawiają się również tendencje do drastycznych uproszczeń i dziwności. Kiedyś byli koordynatorzy ratmed - lekarze cywile - wyjaśniali wątpliwości według wiedzy medycznej, teraz nierzadko myślenie zastępowane jest schematem (często wątpliwym - np. badanie położenia tchawicy, chodzący to zielony itp...). Kolumb ma rację twierdząc, że badanie urazowe jest narzędziem, a nie celem samym w sobie - niestety inspekcje, często oparte na nieprecyzyjnych założeniach, zamiast do zadumy prowadzą do schematyzmu - i nieporozumienie gotowe. Badanie urazowe, jak każde badanie, składa się z części podmiotowej - wywiadu i przedmiotowej - oglądania, obmacywania, opukiwania i osłuchiwania. I te techniki trzeba stosować w sposób adekwatny i we właściwej kolejności. Jeżeli poszkodowany, który oparzył sobie dłoń nie zgłasza innych dolegliwości, to nie ma powodu, aby badać mu miednicę albo stopy. Ale jak z mechanizmu urazu u nieprzytomnego poszkodowanego wynika możliwość obrażeń miednicy albo goleni to najpierw trzeba obejrzeć i nie trzeba badać obmacywaniem, tylko traktować goleń ( o ile coś widać) i miednicę jak złamane. Badanie mające na celu wywołanie objawu złamania zwanego "trzeszczeniem odłamów" jest nieuzasadnioną brutalnością i nie licuje z godnością ratownika. Zaniechanie badania urazowego w sytuacjach tego wymagających jest błędem, bo może prowadzić do przeoczenia obrażeń, ale nie może być ono fetyszem i schematem realizowanym bezrefleksyjnie. A badanie obmacywaniem przed lub zamiast oglądania ( zdarzają się takie schematy!!!) może być niebezpieczne... A co powiedzieli inspekcjonujący??