1. Filmowany pożar LPG miał miejsce w Sosnowcu na początku stycznia 2009, a działaniami kierował jeden z najlepszych specjalistów (moim zdaniem najlepszy) w ratownictwie chemicznym w PSP w Polsce.
Pan w niebieskim kasku nie był wiodącym specjalistą przy tym zdarzeniu.
Akcja bardzo trudna z racji tego, że zagrożenie wybuchem początkowo było duże - znacznie większe niż przy znanym pożarze lpg w Chrzanowie, a sposób poradzenia sobie z problemem godny zapamiętania.
Film ten jest materiałem, który prezentowany był na dziesiątkach (setkach?) szkoleń z lpg i dlatego, podobnie jak Feuerwehrmann, życzyłbym sobie, by jeśli to możliwe przy wielu trudniejszych akcjach jeden ze strażaków obsługiwał kamerę. Skorzystalibyśmy na tym wszyscy.
A to że nie lubimy kamery jest często spowodowane tym, że czasem po prostu nie ma czym się chwalić. Pamiętamy przecież wiele przypadkowych filmów nakręconych przez gapiów, z których także wiele można się nauczyć (pożar w Bytomiu, wypadek w Łodzi....) Z drugiej strony wszyscy wiedzą też o problemach strażaków w Warszawie, których kamera złapała w stanie (umundurowania) innym niż podręcznikowy; sam pisałem kiedyś wyjaśnienie za niepełne ubranie specjalne podkomendnych, którzy zmęczeni zwijali węże, a wcześniej pracowali przy pożarze mieszkania w ODO (było gorąco - lipiec).
2. Najtrudniejszą część działań, o której Robn pisze, że bez aparatów - tę przy zrywaniu poziomowskazu ze zbiornika - wykonywał m.in. wspominany przeze mnie KDR. Biorąc pod uwagę jego doświadczenie jestem przekonany, że takie zabezpieczenie twarzy (kominiarka, osłona z hełmu) było optymalne i nie było podyktowane wyłącznie wygodą.
Oczywiście, jeśliby procedura na lpg istniała, to wymagałaby większego zabezpieczenia. Propozycja takiej procedury z Małopolski nakazywałaby - z tego co pamiętam, a raczej nie mylę się - ubrania żaroochronnego(!). No, ale w takim ubraniu, to ratownicy mogliby co najwyżej podawać prąd wody w zabezpieczeniu, a nie działać pomiędzy zbiornikami, starając się zaczepić bosakiem o poziomowskaz.
Tak nawiasem ja w sytuacji opisanej powyżej pracowałbym w ODO. Jednak ja jestem znacznie mniej doświadczony od wspominanego KDRa i nie byłem tam na miejscu...
Z tego co wiem, kamera i pirometr były wykorzystywane przy tych działaniach. Słyszałem, że kamera sprawdziła się średnio (słaba rozdzielczość).
Dowódca zapewne informacje czerpał także ze wskazań manometru, oględzin zbiornika, wysokości płomienia, braku działania zaworu bezpieczeństwa (piszę o tym, na co ja zwróciłbym uwagę, a na co - na pewno - uwaga zwracana była). Myślę, że w przypadku realnego zagrożenia rozerwaniem zbiornika, potwierdzonego choćby zadziałaniem zaworu bezpieczeństwa, nikt nie wchodziłby pomiędzy zbiorniki.
Robn, piszesz "może trochę za dużo ciepłej wody na zbiorniki - była zima". Część zbiornika nagrzewana płomieniem była znacznie cieplejsza niż woda z prądownic, a zatem chłodzenie było - moim zdaniem - zasadne.