Witam,
A więc opowiem historię ktora mnie się wydarzyła.
Los chciał, że w ubiegły czwartek złożyla mnie grypa. Nie jakiś tam kaszelek, ale poważna temperaturka i łamanko w kościach... A tu w sobotę zebranie.
Powiem szczerze, że nie mialem nawet sił na myślenie co to będzie, knucie i "ustawianie ludzi". Sam pogodziłem sie z faktem, że jako nieobecny - nie będę miał głosu i wpływu na wybór zarządu.
Tymczasem, podczas zebrania (a właściwie w czasie ogloszonej przerwy) wpadł do mnie kumpel i poprosil o napisanie oświadczenia, że wyrażam zgodę na kandydowanie do zarządu jednostki. Ździwilem się prawdę powiedziawszy, że istnieje także takie rozwiązanie, ale widać i tak można.
Ciągnę więc następną kadencję - chociaż mogli się mnie pozbyć jak nigdy
.