Trochę odbiegając od poprzednich postów, gdzie merytorycznej treści związanej z tematem jest minimum, a wypowiedzi generalnie sprowadzane są do osobistych wywodów - jakiś czas temu miałem małe gadane ze znajomym właśnie na ten temat (i w zasadzie przez ten wątek właśnie) i coś niecoś z tego wyszło:
- szkolnictwo podzielić na 3 etapy: szkoły szeregowców - nauka totalnych podstaw. szkoły aspirantów i szkoły oficerów.
Nabory nie były by prowadzone przez poszczególne KP, ale miałyby charakter mocno regionalny - powiedzmy województwa, czy większych okręgów jednostek których stan byłby podobny w poszczególnych okręgach. Jednostka zgłasza zapotrzebowanie z odpowiednim wyprzedzeniem, według potrzeb jest organizowana powiedzmy 10-miesięczna szkółka (włącznie z praktyką w poszczególnych jednostkach). I ta szkoła miała by prowadzić nabory z ulicy.
Taki strażak po tym szedł by na PB i tam po określonym czasie na wniosek dowódcy byłby kierowany do szkoły aspirantów ergo teoretycznie znikłby problem jednostek ze zbyt dużym stanem aspirantów. Szkoły oficerskie miałyby działać na podobnej zasadzie - wniosek komendanta, albo nawet poparty zdaniem innych wyższych szarżą z danej jednostki.
Można założyć poprzez to, że na stanowiska dowódcze szli by ludzi, którzy mieliby już coś w głowie, a także nie znaleźliby się tam z przypadku (tak jak to czasami bywa w aspirantkach, że idą tam ludzie nie dlatego że interesują się strażą, ale dlatego, że mają po tym zapewnioną robotę).