1. straż nie obciąża kosztami, podobnie jak nie rzuca bezpodstawnie hasłami w stylu: podpalenie. Jeśli o to chodzi dowody muszą być naprawdę pewne (bo możne sobie tylko taki strażak zaszkodzić określając coś mianem podpalenia) - zazwyczaj odnosi się to do pożarów śmietników, które raczej same się nie podpalą i druga ważna sprawa, nie stanowią mienia dużej wartości. Jeśli nie można określić przyczyny to po prostu się jej nie podaje. Poza tym od określania przyczyn pożaru jest inna formacja w naszym kraju.
2. Więc jeśli w szafie miałaś zamontowaną instalacje elektr. (np. lampki), to zapewne ta instalacja zostanie uznana jako "możliwa przyczyna pożaru". Jeśli nic takiego tam nie było, to raczej musisz się liczyć z tym, że przy kolejnym takim "pożarku" strażacy powiadomią również Policję.
3. Jak już napisałem, to czy opatrunek będzie potrzebny zależy już od samych ran. Jak poparzenie jest rozległe to będą i opatrunki i może być również wizyta pogotowia.
4. Czując swąd czy to przypalonej zupy czy też szafy sąsiad raczej zadzwoni po straż.
Ludzie boją się wyjść na głupka, a jak nazwać wzywanie straży do przypalonego garnka?
Powiedziałbym, że można je nazwać NORMĄ
jakieś 50% wyjazdów do pożarów mieszkań okazuje się wyjazdami do przypalonej potrawy.
a wracając do meritum, na "dyżurce" będzie zapewne siedział jakiś mało doświadczony strażak, który powiadomi swojego przełożonego. Zapewne przyjmą zgłoszenie standardowo, czyli wypytają cię o wszelkie potrzebne dane a następnie profilaktycznie pojadą sprawdzić pogorzelisko (mogło np. dojść do uszkodzenia instalacji elekt. której dalsze użytkowanie groziło by kolejnym pożarem...).
W straży pożarnej do zdarzeń nie wysyła się "jakiegoś młodego adepta żeby zobaczył co się tam wydarzyło i w razie czego zadzwonił po posiłki".