Kilka moich spostrzeżeń na temat ratownictwa lodowego (także wodnego) i waszych postów.
Ajax - GB2 ma rację, zasady postępowania z deską lodową powinny być (oczywiście, że napisane praktycznie, a nie odgórnie, zza biurka - ale to inna kwestia). Chodzi o to, żeby jednostka OSP czy PSP nie błądziła po zakupie tego sprzętu - jak to napisałeś (popytaj, zobacz sam i na pewno nie "pośliźniesz" się), tylko mogła skorzystać z doświadczeń już zdobytych i postępować według ustalonych zasad. Oczywiście, że nic nie zastąpi ćwiczeń i treningów, ale przyznasz, że ratownictwo wodne (w tym lodowe) generalnie jest traktowane w straży po macoszemu, w programach szkolenia nie ma miejsca na te kwestie, a jeżeli już to sporadycznie i głównie w kontekście powodzi.
Moim zdaniem postępowanie powinno być ustandaryzowane, a strażak powinien się tego nauczyć albo podczas szkolenia podstawowego, albo na odrębnym kursie, albo w ramach doskonalenia zawodowego. W chwili obecnej można jak podał w linku zeusss "skorzystać" ze szkoleń organizowanych przez WOPR.
Ćwiczyć trzeba, najlepiej często i w różnych warunkach pogodowych (na grubym lodzie, na cienkim lodzie - łamiącym się pod ciężarem, a także na wodzie). Ostrożny byłbym jedynie z ćwiczeniami na rzece.
Co do Rescue alive - rzecz gustu, ale wydaje mi się, że mimo wszystko deska jest praktyczniejsza. Zakładając, że lód jest cienki (na grubym raczej nikt nie wpadnie do wody), to trzeba rozkładać ciężar ciała i przybierać pozycję leżącą, a taką łatwiej na desce niż na rescue alive.
W ogóle należy pamiętać o poruszaniu się po lodzie (czołganie się przede wszystkim ,ale także pełzanie co jest stosowane np. w przypadku, gdy lód w pewnych miejscach jest cieńszy np. na skutek prądów wodnych, nasłonecznienia itp.)
Co do platformy pneumatycznej zwanej trapem ratowniczym. Do działań nurkowych jak najbardziej, natomiast do ratownictwa podstawowego nie - wysoka cena, do tego ograniczenia jeśli chodzi o długość.
Ciekawy sprzęt używają amerykanie - można obejrzeć tutaj:
http://icerescue.marsars.com/it010002.htmlChodzi mi głównie o Ice rescue sling - czyli tą obręcz. Proste i skuteczne narzędzie do "przymocowania"
osoby w przeręblu.
Co do wyposażenia osobistego - poza tym co oferuje producent z deską lodową w zestawie warto zadbać o:
1. Kombinezon do pracy w wodzie (czy też skafander) ale raczej nie ubranie suche do nurkowania (z zaworem na klatce piersiowej), ponieważ jak dostaniemy się pod lód to może być tragedia - powietrze dostanie nam się do stóp i będziemy jak spławik pod lodem głową w dół.
Dostępnych na rynku jest wiele rozwiązań - z butami, kapturem, rękawicami lub bez.
Takie są chyba najpopularniejsze:
http://www.supron1.com.pl/main4.php?action=show&path=453&pid=1156Jak dla mnie min. 4 szt. powinny być, choć wiem, że cena ogranicza (ok. 2000 zł bodajże).
2. Kamizelkę asekuracyjną lub ratowniczą (w zależności od tego czy strażacy potrafią pływać czy nie). Ciekawy artykuł tutaj na ten temat:
http://www.bakista.pl/index.php?p=16&a=kamizelkiOsobiście polecam min. 2 kamizelki ratunkowe (choćby dla ratowanego) bez względu na to czy potrafimy pływać czy nie i do tego kolejne 2 do wyboru asekuracyjne lub ratunkowe (wolę asekuracyjne nie krępujące ruchów, np. takie jak używają kajakarze górscy lub te pneumatyczne z nabojem - ale to już koszty).
3. Nóż i gwizdek (to nawet wynika z przepisów prawnych i wytycznych KG).
4. Coś na głowę (najlepiej specjalne kaski - przydają się np. na wodach płynących, a do tego czapka lub kominiarka w celu ogrzania naszej bańki).
5. Liny, najlepiej pływające - tego nigdy za wiele. Najlepiej kilka różnych długości.
6. Radiostacja (to oczywiste) i pokrowiec wodoszczelny.
7. Tuba głośnomówiąca.
8. Oświetlenie (najlepiej latarka stroboskopowa i "zwykła").
To takie najważniejsze kwestie (chyba nic mi nie umknęło) - można jeszcze dodać lornetkę, ale ona bardzie przyda się na powodzi i przy innych działaniach strażaków.
acha - warto też mieć krótką linkę, którą możemy przypiąć się do deski i uprząż lub choćby stary pas strażacki.
retro - bosak telskopowy może zamarzać w niskich temperaturach - dlatego należy zwracać uwagę jak jest przechowywany. Generalnie powinien być "w cieple", a akcje rat. lodowego nie trwają długo prawda?
Co do bębna - osobiście uważam, że nie jest on niezbędny, jak nie mamy linę należy przywiązać np. do haka samochodu lub drzewa.
cinek998 - raczej kołowrotka nie używaliście przy wyciąganiu kolegi i poszkodowanego co??? Raczej nie liczyłbym na to, że tonący będzie się czegoś łapać. Jeżeli będzie jakiś czas w wodzie (gdy lód się załamie) to będzie wyziębiony i nie bardzo będzie mógł ruszyć czymkolwiek, o odruchu chwytania nie wspominając.
Generalnie trzeba stosować zasadę 6 D - dowołaj, dorzuć, dosięgnij, dowiosłuj, dopłyń, doleć. Warto to zapamiętać (co prawda tego się uczy podczas szkoleń na wodach szybkopłynących, ale ma generalne zastosowanie w rat. wodnym).
Poza tym radzę ubierać się u siebie w garażu (jeżeli wiemy do czego jedziemy) niż wyskakiwać na brzegu jeziora i przed tłumem gapiów, w zimnie i dla niektórych stresie męczyć się ze skafandrem (manszetami, kryzą itp.).
bary 41 - co do linki "opasanej" przez tułów. Lepszy jest Ice rescue sling, ale jak nie ma to można tak. Dużo zależy od stanu poszkodowanego, bo jak długo siedział w zimnej wodzie to nie bawił bym się w wiązanie go, tylko złapał, wciągnął na dechę (lub choćby wyciągnął z przerębla) i dał znak, żeby ekipa na brzegu wyciągała nas - bo czas tyka i jest bardzo ważny.
Poza tym warto przy okazji zapoznać się z węzłami i kilka podstawowych nauczyć. A co do rat. lodowego, jeżeli wiążemy węzeł ratowniczy, to warto poza kółkiem przełożyć pętlę na szyję za głową (wtedy lina nie spadnie po wpadnięciu do wody).
Jeżeli chwytamy "podpachy" osobiście wygodniej mi było robić to "od tyłu" (ale trudno obrócić poszkodowanego).
Kombinezon "fladen" - nie miałem okazji, ale właściwości ma niezłe (cenę też - ok. 1000 zł).
mieszko - też uważam, że tak się powinno ratować.
Co do węży dmuchanych - świetna alternatywa, osobiście gratulowałem kiedyś autorowi (choć sam przyznaje, że tylko zaczerpnął pomysł z USA). Jednak jest to tylko alternatywa i ma swoje ograniczenia. Przede wszystkim trudność w manewrowaniu, czas sprawienia (potrzebne min. 2 odcinki, połączone - autor proponuje folię strech, zabezpieczone itp.) i praktycznie zerowe wykorzystanie w sytuacji, gdy tonący jest w znacznej odległości od brzegu. Ale warto rozpropagować, bo koszt niewielki (praktycznie przeróbka pokryw), a jest także zastosowanie w rat. chem. jako zapora na wodach śródlądowych.
grzela - ciekawe rozwiązanie, ale moim zdaniem nie do końca zyska zwolenników. Chociaż kto wie. Trzeba by sprawdzić jak to się zachowuje na cienkim lodzie.
Tyle w temacie.
pozdrawiam
jaras