Temat jest wspaniały!!
Chciałbym nawiązać do poprzednich postów i podzielić się moimi przeżyciami.
Jako mały szkrab widziałem jak mój brat i siostra (o tym było powyżej) przynosili tacie kurtkę, buty... Z jakim zaangażowaniem "leciał" na dźwięk syreny. Pamiętajmy, że wtedy nie mwiło się o selektywnym powiadamianiu...
Pamiętam, jak na spacerach zawsze w tym samym miejscu opowiadał i pokazywał las, który ileś to lat temu gasił. Opowieści o zawalającej się ścianie podczas pożaru, która mogłaby zakończyć jego życie.
Takie opowieści nie stanowią bodźca ochronnego - wręcz przeciwnie potęgują chęć zostania strażakiem.
Książka "jak Wojtek został strażakiem" do dziś staje mi przed oczami. Znaczki z hełmem strażackim, kontrole strychów, szopek, składzików przeprowadzane przez członków ochotniczej straży - te wydarzenia dla takiego brzdąca jak ja wtedy ściskało za żołądek jak obecnie widok policjanta z wycelowaną "suszarką"
Obecnie działam jako ochotnik, pracowałem jako ratownik medyczny w pogotowiu, działam jako szkoleniowiec z taktyki medycznej dla wyselekcjonowanej grupy zawodowej a zawód też uprawiam związany z ogólnie powiedzianym bezpieczeństwem...
Społeczne działania w OSP zaróno ojca jak i brata na pewno miało ogromne znaczenie. I gdyby nie to że zabrakło mi garba - może byłbym dziś oficerem PSP.
Może i dobrze, bo teraz robię to społecznie i wiem, że chcę to robić a nie muszę...
Podsumowując (bo mógłbym więcej). Każdy z nas ma własne przeżycia i spostrzeżenia. Żony, matki i ... kochanki, które czekają na nasz powrót.
Apeluję! Panie i Panowie - wracajcie zawsze do tych których kochacie... nie róbcie im zawodu.
A tak w ogóle... to MY jesteśmy jedną wielką, wspierającą się rodziną.