@flamis uderzyłeś w temat rozległy i ciekawy.
Zacznę od spraw technicznych: u mnie pracują na motorolach, roty samochodu 1 wyjazdowego mają mieć założone i włączone radiostacje (wymagam tego bezwzględnie i nie ma dyskusji na ten temat) w czasie dojazdu do miejsca zdarzenia, rozpoznania, pierwszych i ważnych chwil działania. Pracujemy na motorolach z systemami podhełmowymi. Mimo różnych mankamentów zawsze jeden z dwóch ma łączność (zakładam, że jednemu mogą się kabelki rozpiąć, nie łączyć, itp, choć rano - przy zmianie służby jest wprowadzony nawyk sprawdzenia łączności), nie martwię się, że nie wiem gdzie są ludzie, nie biegam za nimi by wydawać polecenia.
To w mentalności ratowników powinno być kodowane od samego przyjęcia strażaka w jakim systemie działań się poruszamy, w jak skrajnych zagrożeniach oraz niebezpieczeństwie się znajdują ratownicy uczestniczący w akcjach ratowniczych i to już od poziomu stażysty powinno być wpajane korzystanie z radiostacji (oczywiście zasady wykorzystywania ich tym bardziej). System szkolenia w tym zakresie jest głęboko nazwijmy to raczkujący (mówię tu nie tylko o szkoleniach poprzez szkolenia podstawowe, uzupełniające ale też w szkoleniach we właściwych jednostkach, gdzie strażacy na zwykłe ćwiczenia nie biorą radiostacji - bo po co...).
Beton, który wychował się i kształtuje zasady indoktrynacji wśród młodych, przeświadczając ich niewyrobione zachowania w teorie słuszne (betonowi), powinien być w całej rozciągłości kruszony wszelkimi metodami! Tak więc każda osoba biorąca udział w zdarzeniach (o ile jest na tyle sprzętu) powinna posiadać radiotelefon.
Odnoszę wrażenie, że zasłaniamy się jako dowódcy przed przejęciem całkowitej odpowiedzialności za kształt działań które wykonują nasi ratownicy.
KDR jest dowódcą od chwili przybycia na miejsce zdarzenia i on bierze na siebie całą odpowiedzialność za zdarzenie od czasu przybycia na miejsce (lub od czasu przejęcia dowodzenia od dowódcy niższego szczebla). Nie ma czegoś takiego że zasłaniamy się przejęciem całkowitej odpowiedzialności. Jest ona całkowita i tyle. Jak sobie nie możemy poradzić z sytuacją mamy prawo zadysponować mądrzejszego od nas. Mamy prawo zwiększyć stan SiS biorących udział w zdarzeniu, mamy wiele innych praw... Nie ma rozmydlania odpowiedzialności, nie ma możliwości uchylenia się od niej. Albo się jest dowódcą albo nie. Kwestia rozliczeń za akcje i odpowiedzialności to zupełnie inna sprawa w naszej PSP gdzie musi być i trwać propaganda sukcesu - ale to temat nie na ten post, mądrogłowi w KG i tak tego nie zrozumieją.
Wydajemy polecenia pokazując końcem antenki w motoroli kierunek działań jak hetmani wskazując buławą natarcie prawego skrzydła. W mojej opinii na szczeblu interwencyjnym gdzie dojeżdża 6-8 osób do pożaru i każde ręce mają co robić my chodzimy z motorolą w ręku i udajemy, że dowodzimy prowadząc niczemu nie służącą korespondencję radiową informując stanowisko kierowania o każdym kroku który podejmujemy w myśl zasady mam motorolę jestem gienierałem.
Na tym też polega dowodzenie i kierowanie działaniami. W przypadku drobiazgów można olać wskazywanie antenką i "nic nierobienie" fizyczne na rzecz pomocy w usuwaniu zdarzenia - o ile w ocenie dowodzącego nie zachodziło ryzyko utraty kontroli nad zdarzeniem, to w przypadku zdarzeń z udziałem wielu zastępów lub osób nie wyobrażam sobie, by dowódca rzucił wszystko i własnymi rękami wchodził w obszar zagrożony. Jedynie zagrożenie życia i zdrowia osób ratowanych może spowodować przypadek, że w takich działaniach, wszyscy biorą udział w akcji (przykład Kamienia Pomorskiego). Gdy jest wystarczająca ilość SiS to nie ma takiej potrzeby by KDR zaprzestał kontroli, zarządzania akcją i jej nadzorowania by wspomóc ratowników. W przypadku 2-3 i wiecej zastępów lub połączonych zastępów PSP i OSP musi być KDR widoczny i w określonym miejscu.
Z dyżurnymi SK też trzeba umieć rozmawiać. Jeśli nie ma czasu na korespondencję, to należy tylko określić czy SiS są wystarczające czy nie, co się dzieje w wielkim skrócie (określić sytuację i planowane działania) - zajmuje to 30 sekund. I zamknąć temat. Dyżurni czasami są ciekawscy albo chcą wspomóc działania i sie dopytywują co i jak - trzeba umieć przerwać zbędną rozmowę. Wszystko jest do dogrania i do dopytania!
Dyndające radio jest problemem, szczególnie nie ma gdzie i jak przyczepić plątających się przewodów (przy zestawach podhełmowych) ale da się z tym żyć i mimo, że czasami przeszkadza to strasznie, nie zwalnia od używania..
Pozdr