Kolego z tzw.: "Dziadkami" w OSP jest wszędzie problem. Najprostszym rozwiązaniem jest ich stopniowo wykruszyć. Brutalne, ale skuteczne, poprawiające mobilność jednostki i skuteczność działania na miejscu. U nas się tak udało zrobić i jednostka podskoczyła o niebo wyżej.
Ale wracając do tematu, to tak jak napisał Kolega Daro. Jednocześnie nie może, ale zawsze może zrobić zmianę. Konkretny przykład: naczelnik z uprawnieniami kierowcy przyjeżdża na miejsce w swojej miejscowości, a na miejscu już czeka kilku strażaków, w tym kierowca. Przekazuje jemu samochód, a sam idzie dowodzić działaniami.
Z przykładu podanego przez któregoś z kolegów powyżej w miejscach, gdzie często występuje dowożenie wody jest wręcz niemożliwym, żeby kierowca zostawił samochód osobie która umie obsłużyć autopompę i udać się na dowodzenie.
A temat w ogóle dotyczy tylko pierwszej przybyłej na miejsce jednostki, bo jak jest więcej zastępów, to zawsze znajdzie sie ktoś do dowodzenia, kto nie jest kierowcą. A pierwszy zastęp bardzo rzadko dowozi wodę, bo najczęściej z niego zrobione są wszystkie rozwinięcia gaśnicze.
Tak więc wszystko jest możliwe pod warunkiem, że zrobione z głową, a nie na hip hura. Myślenie podczas działań gaśniczych jest połową skutecznej akcji gaśniczej, a pospolite ruszenia zostawmy w historii.