Z psychiatrą rozmawiałem w Poliklinice w sumie niewiele: Pukam do gabinetu - cisza. powoli otwieram drzwi, witam, siedzi za biurkiem, nikogo nie ma. Pytam, czy można - on, że trzeba. Daje mu obiegówkę, odkłada na bok, pokazuje gestem co bym siadł. Pyta czy palę - mówię, że tak. No... to dlaczego palę i chcę do straży. Ja na to co, ma jedno z drugim wspólnego? Wziął papiery, coś tam nabazgrał i zakleił, siedzi i się nic oddzywa dłuższą chwilę, więc pytam, czy już wszystko i moge sobie iść - gestem wskazał drzwi.
Do dziś nie chytam w czym rzecz
ale widać napisał ok. To było w latach 70, więc teraz może jest inaczej?
Pozdr.