Jestem członkiem tej OSP, więc pozwolę sobie coś napisać.
Zacznijmy od samochodów, więc jest dokładnie tak jak napisał kolega powyżej. Pożar lasu lub inny ciężki teren to w pierwszym rzucie Star266, pożar domu to dwa GCBA. Kilka razy do roku trafiają się ackje, że jednocześnie do pożaru ruszają trzy auta gaśnicze. Generalnie jak kupiliśmy MANa to Jelcz miał zostać sprzedany, ale nie było na niego kupców. Stwierdziliśmy, że lepiej mieć Jelcza bo wjedzie tam, gdzie MANem szkoda i jeden z naszych druhów przeznaczył środki finansowe na naprawę, a druhowie poświęcili swój czas. Podczas tygodniowej pracy społecznej został wykonany gruntowny remont ze strony technicznej auta oraz wizualnej, gdyż auto ma nałożoną nową warstwę lakieru. Do PSP mamy spory kawałek, a najgorzej jest w sezonie dużej ilości wyjazdów, gdyż JRG samo jest zarobione i radzimy sobie sami. Podczas zdarzeń typu przejście nawałnicy, jak to miało miejsce dwa lata temu, mieliśmy GCBA6/32 przy pożarze stogu, GCBA5/36 przy pożarze transformatora i później stogu do którego pojechał Jelcz. SLRT i SLOp usuwały wielkie drzewa z drogi wojewódzkiej na której miał być wypadek z uwięzionymi w aucie ludźmi (wypadku jak się później okazało nie było). Wyjazd prawie jednocześnie, bo to była właśnie nawałnica.
Motory pozyskane z Policji. Śmiesznie małe przebiegi i wszystko na orginalnych częściach. Wykorzystywane podczas poszukiwań w lasach (głównie dowodzenie, do koordynowania wychodzących na leśne drogi grup strażaków ), takie działanie docenili nawet strażacy zawodowi. No i powodzie i alarmy powodziowe do patrolowania wałów oraz również koordynowania działań.
Łodzie są trzy i każda inna. Mamy w swoim terenie operacyjnym trzy jeziora, liczne stawy i jeden z najpłytszych odcinków Wisły w kraju (zagrożenie powodziowe), więc łodzie mają co robić. Wszystkie (oprócz aluminiowej, bo jej nie było, a była inna którą wykorzystywaliśmy) używane były do ewakuacji ludzi z zalewanej po pęknięciu wału w 2010 gminy Gąbin i Słubice.
Dodatkowo zapory przeciwpowodziowe, ale ich zastosowania u nas chyba ze względu na zagrożenie powodziowe nie trzeba wyjaśniać. Agregat 30 kV kupiony do działań powodziowych i dłuższych awarii prądu, gdy kończy się awaryjne zasilanie w DPSie. Został zakupiony, gdyż Burmistrz miał spore problemy ze ściągnięciem agregatu w pierwszej fazie (mimo potrzeby) powodzi w 2010 roku.
Ze względu na płytką Wisłę alarm powodziowy ogłaszany jest u nas kilka razy do roku i nie raz jest naprawdę ciekawie...
Odnośnie kierowców itd. itp... Mamy 13 kierowców, którzy posiadają uprawnienia do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych OSP (min. kategorie BiC). Dodatkowo 16 druhów po kursie kpp oraz 12 stermotorzystów. Grupa operacyjna OSP liczy ponad 40 druhów. Raz jest więcej, a raz mniej, ale około 15 można spodziewać się na każdy alarm. Uczniowie zwalniają się ze szkół, a np. z mojej firmy w zależności od tego ile osób jest w firmie na akcję w godzinach pracy wyjeżdża od 5 do 10 osób. Jak to mawia mój szef-strażak, życie ludzkie jest najważniejsze.
Bez urazy, ale pisanie o cyrku jest trochę nie fair. Sporo pracy nas kosztowało zdobycie tego sprzętu po to by służył ludziom. Nasza jednostka nie obsługuje tylko naszej gminy i naszej części powiatu, bardzo często jeździmy na teren sąsiedniego powiatu, a zdarza się nam jeździć nawet po 40 km, na teren powiatu Sochaczewskiego. Po prostu wyrobiliśmy sobie pewną renomę wśród dyspozytorów. Remizę budujemy po pierwsze dlatego, że nie mieści się nam sprzęt w obecnej strażnicy i wszystko jest na "styk" np. MAN już się do garażu starego nie mieści, a nie można go przebudować, bo obiekt zabytkowy, więc budujemy nową strażnicę.
Tak mi się jeszcze przypomniało odnośnie sprzętu, czemu tyle i w ogóle, chociażby przykład sprzed miesiąca, GCBA przy pożarze w drugim końcu gminy, a SLOp i SLRT przy wypadku w naszym mieście. Nasi mieszkańcy muszą czuć się bezpieczni, tym bardziej, że zwykli szarzy ludzie rokrocznie coś dają na straż.
Serdecznie pozdrawiam
P.S
W woli uściślenia pierwszej wypowiedzi w temacie mamy jednego, a nie dwa SLOpy. (Po powodzi Navara zastąpiła Montereya, którego zajeździliśmy, przez powódź auto zrobiło 15 tys km w nienajlepszym terenie).