Dużo się pisze o tym że "strażacy nie mają jaj żeby protestować" czy żeby iść na L4, itd.
Dlatego ostatnio zastanawiałem się nad tym dlaczego wszystkim innym (pielęgniarki, lekarze, apteki) akcje protestacyjne udają się znakomicie, tylko strażakom to jakoś nie wychodzi.
I doszedłem do jedynego chyba słusznego wniosku.
Powodem takiej sytuacji są niestety dowódcy.
Komendanci KM/KP, ich zastępcy, dowódcy JRG. To przez te osoby akcje protestacyjne nie dają oczekiwanych rezultatów.
Czytałem wiele opisów strajków lekarzy i pielęgniarek, kiedy podejmowali drastyczne decyzję o odejściu od łóżek chorych. Zawsze z nimi byli ich dowódcy (czyt. pielęgniarki oddziałowe, naczelne, ordynatorzy oddziałów). Pamiętacie "białe miasteczko" pielęgniarek pod sejmem? Kto poszedł na głodówkę do budynku sejmu? Nie szeregowe pielęgniarki tylko ich przełożone.
Lekarzy czy aptekarzy też reprezentują prezesi Izb lekarskich/aptekarskich a ordynatorzy oddziałów stoją za nimi twardo.
U nas nie muszę pisać jak jest - każdy wie.
Straż jest upolityczniona i prędzej wygramy EURO niż jakiś komendant KM/KP pierwszy zaproponuje prawdziwą twardą akcje protestacyjną.
W sumie im się nie dziwię bo niejako do zakresu ich obowiązków należy dbanie o płynne działanie podległych im jednostek i każdy przejaw niesubordynacji zakończy się pewnie w przyszłości odwołanie ale z drugiej strony wiadomo, że bez dowódcy każda armia jest skazana na przegraną.
Dlatego uważam, że niestety be udziału naszych 01,02, itd nie ma szans na powodzenie.
Poza tym uważam, że strażakom należy się podwyżka uposażeń.