Przykro mi, ale muszę Cię rozczarować. Napiszę jak wygląda to u mnie:
Od pewnego czasu mamy u siebie na liście takie osoby, które podjarały się strażą i wstąpiły w jej szeregi, choć mieszkają na tyle daleko, że wyklucza to ich udział w akcjach. Niby teoretycznie wszystko jest ok, bo coś tam się dla nich do roboty znajdzie. Osobiście nic do nich nie mam, zwłaszcza że jedna z osób posiada dość wysokie kwalifikacje przydatne w straży, ale...
1. Osoba taka nie czuje się związana z resztą zespołu, my wszyscy świetnie się znamy, często od dziecka, jesteśmy sąsiadami i nagle pojawia się ktoś obcy. Ciężko taką osobę zaakceptować, pojawiają się problemy i kłótnie. Psychika człowieka jest silniejsza niż szczere chęci.
2. Pojawia się zawiść, zazdrość, gdy naczelnik taką osobę stara się oswoić z resztą ekipy. Głupie sytuacje w których taki świerzak dostaje nowe buty, a Ty musisz co dwa dni jeździć w starych i zniszczonych.
3. Nigdy nie poczujesz co tak na prawdę znaczy być strażakiem. Uczucie w którym dźwięk syreny zrywa Cię w środku nocy jest nieporównywalne z żadnym innym.
4. Nie zyskasz szacunku kolegów, bo nie będziesz miał okazji wykazać się w prawdziwej akcji.
5. Ja jako dowódca wolę mieć przy akcji ludzi, których znam i wiem na ile mogę na nich liczyć. Niestety na weekendowych strażaków nie można liczyć w 100%, sam rozumiesz....
6. Straż jest również nieodłączną częścią lokalnej społeczności, tego też nie poczujesz i nie zrozumiesz. Nie weźmiesz na siebie problemów lokalnej społeczności nie będąc jej częścią.
Niestety straż jest bardzo zamkniętą społecznością, ciężko się do niej dostać i zostać zaakceptowanym, zwłaszcza będąc obcym.
Mimo wszystko życzę Ci powodzenia, być może w Twoim przypadku będzie inaczej i uda Ci się zrealizować to co sobie założyłeś. Jeśli wstąpisz w szeregi straży nie odbieraj tego co napisałem jako złośliwości, tylko dobre rady. Postaraj się pracowitością zdobyć szacunek nowych kolegów.