Jeżeli jest czas, to możemy nawet zaczekać do końca służby po czym napić się bronka z poszkodowanym
To tak na wstępie.
Oczywiście, że czas gra tu kluczową rolę. Zdarzało mi się już "wyrywać" chłopaka zakleszczonego w zmiażdżonym samochodzie leżącym na dachu - nie było czasu na zrobienie jakiegokolwiek dojścia czy nawet założenia kołnierza, bo było to utrudnione z uwagi na umiejscowienie poszkodowanego. Ostatecznie decyzja lekarza - wyciągamy siłowo przez okno (samochód przypominam leży na dachu, w zasadzie dach zmiażdżony więc i otwór okienny zmniejszył się znacząco).
Pamiętajmy, że główny priorytet to uratowanie życia - jeśli przy okazji można uratować też zdrowie to jak najbardziej, ale jeśli mam do wyboru: ewakuuje pilnie, bo taka jest potrzeba - przeżyje, ewakuuje po pełnym zaopatrzeniu wszelkich urazów - może przeżyje, a jeśli przeżyje to obrażenia będą mniejsze niż w pierwszym przypadku, to czy nie lepiej wybrać pewnik? Choć pewników pewnie nigdy nie ma.
Co do obrażeń wtórnych - czy naprawdę jeśli osobę ewakuowaliśmy w taki czy inny sposób, a mimo to ta osoba nie przeżyje, to czy czy z całą pewnością można mówić o przyczynie śmierci wynikającej ze sposobu ewakuacji a tym samym naszych działań, czy raczej śmierć poszkodowanego była konsekwencją samego wypadku? Zawsze zadajemy sobie pytanie co można było zrobić lepiej, ale nie można od razu definitywnie określać czyjejś winy.
i tu mam pytanie, czy ktokolwiek z Was miał kiedyś, lub słyszał, o przypadku, gdzie po działaniach ratowniczych ze skutkiem śmiertelnym dla poszkodowanego prokurator czepiał się ratowników o podjęte, lub nie, działania.
Mój poszkodowany, po "wyrwaniu" go z wraku pojazdu, wykonaniu tracheotomii i próbie RKO - zmarł. Co było przyczyną śmierci, a raczej jakie czynniki się na nią złożyły..??
Kiedyś pojechałem do wypadku na budowie stacji metra. Nie pamiętam już szczegółów, prawdopodobnie w budowanym tunelu wózek zmiażdżył jednego z robotników. Wykop kilkunastometrowy, na dół prowadziło metalowe rusztowanie, dosyć wąskie. Pacjent zabezpieczony przez zespół PR, na miejsce po jakimś czasie dociera też grupa rat. wysokościowego. I teraz kwestia transportu na górę. Pacjent był nieprzytomny, zachowane czynności życiowe, złamania otwarte, lekarz nakazał ewakuację w pozycji poziomej. Czas na ewakuację był. Wysokościowcy kombinowali gdzie i jak zbudować stanowisko ewakuacyjne. Ostatecznie użyto dźwigu pracującego na miejscu budowy. Dźwig przenosił wózek, taki jak wykorzystywane są w kopalniach - opuszczał prawdopodobnie materiał budowlany do wnętrza wykopu. Nosze umocowano na tym wózku, jeden z ratowników GRW podwieszony przy wózku asekurował nosze w drodze na górę. Oczywiście całość zaakceptował lekarz.
I teraz zagwozdka - jak ocenić takie działania. Operacja się udała, pacjent przeżył. Zastosowano sprzęt nieratowniczy no i dosyć problematyczną metodę. Czas póki co nie grał roli (na chwilę obecną nie było mowy o odstępstwie), ale zbudowanie stanowiska i ewakuacja w określone miejsce mogło nieco potrwać. W tym czasie stan poszkodowanego mógł się pogorszyć.
Jak widać - czasem nie ma czasu na właściwe zaopatrzenie medyczne poszkodowanego bo trzeba go pilnie ewakuować, w innym przypadku czas pozwala na właściwe zaopatrzenie osoby natomiast ewakuacja dopiero sprawia problemy.