Czas wyjazdu OSP poniżej 5 min od załaczenia alarmu jest czasem naprawde dobrym. Oczywiście że im ten czas krótszy tym lepiej, jednak nie ma co przeginac bo nie o rekordy tu chodzi.
Trzeba pamiętac o tym że właśnie ten okres jest najbardziej stresującym , a tym samym wypadkowym. Nie mam dostępu do statystyk ogólnopolskich ( a nawet chyba nikt takich nie prowadzi ; ) ) , więc opre sie na sytuacjach z moich okolic - w czasie przybywania druhów do jednostki po usłyszeniu alramu dochodziło juz do wielu nieprzewidzianych zdarzeń . Efekty to (tak na szybko z pamięci) ; złamana noga, wstrząśnienie mózgu , uraz głowy , uraz ręki, kilka uszkodzonych samochodów prywatnych , motorower, rower itp I jak to bywa z ironia losu , to te wszystkie przypadki miały miejsce przy dysponowaniu jednostek OSP do stosunkowo niegrożnych zdarzeń - pożary trawy, smietników , pompowanie piwnicy, czy małej plamki po kolizji która miała miejsce duzo wcześniej. Okazywalo się więc że samo ogłoszenie alarmu spowodowało większe straty niz owe zdarzenie do którego mieli jechac.
Nie zrozumcie mnie jednak żle - nie chce spowodowa abyście się nie spieszyli na alarm , ale tylko to że to nie wyścicgi i wązniejszym jest aby byc sprawnym przy akcji nawet kosztem kilku sekund. Bo z rozbita głowa, lub złąmana reką niewle pomożemy , a raczej sami będziemy potrzebowali pomocy.
Inna sprawą jest archaiczny system alarmowania jednostek OSP , powodujący że ochotnicy "wypluwają płuca" lub powodują zagrożenie na drodze spieszac się na alarm ogłoszony z powodu konieczności pompowania wody z piwnicy lub sciągniecia kota z drzew który siedzi tam od poprzedniego dnia - czyli zdarzeń przy któych czas wyjazdu praktycznie nie odgrywa jakiejkolwiek roli. mamy XXI w a nikt nadal nie mysli nad wprwoadzenie takiego systemu który by informował ochotnika do czego jest alarmowany i czy w związku z tym musi się spieszyc , czy raczej nie.
Jesli jednak nawet nasz Związek nie dostrzega tego problemu , to kto ma sie tym przejmowac ?