Autor Wątek: Grupy Poszukiwawczo Ratownicze  (Przeczytany 2355 razy)

Offline wodnik

  • Weteran
  • *
  • Wiadomości: 658
Grupy Poszukiwawczo Ratownicze
« dnia: Październik 12, 2005, 20:41:16 »
Dziennik Bałtycki 12 październik 2005r.

Z misją ratunkową do Pakistanu

Środa, 12 października 2005r.

Gdańscy strażacy są już w Pakistanie, gdzie w sobotnim trzęsieniu ziemi zginęło co najmniej 40 tys. osób. Ratownicy wylecieli z Polski ubiegłej nocy, aby ratować ofiary kataklizmu.

 

Wczoraj 12 gdańszczan, ich koledzy z Nowego Sącza oraz lekarze ze szpitala polowego w Krakowie wylądowali w Islamabadzie. Niemal od razu rzucono ich w rejon katastrofy, bo, chcąc uratować ofiarę trzęsienia ziemi, trzeba liczyć się z każdą godziną. Ale ratownicy są dobrej myśli. Jeden z najbardziej doświadczonych członków polskiej ekipy, mł. bryg. Leszek Tanaś, podkreślał, że jedzie ratować dzieci, a nie tylko wydobywać ich ciała z gruzowisk.
- To jest całkiem realne, że kogoś uda się ocalić - dodaje st. kpt. Jakub Zambrzycki, który ratował ludzi w Turcji, Algierii i Indiach, i który tym razem jednak został w domu. - W Algierii po czterech dniach od trzęsienia ziemi wyciągnęliśmy spod gruzów 12-letnią dziewczynkę. W Turcji polscy ratownicy uratowali chłopca. Ale nie ukrywam, że trochę boję się o kolegów. Ich misja jest bardzo niebezpieczna. Kaszmir to rejon objęty wojną i zagrożony terroryzmem. Liczba ofiar powoduje, że może tam wybuchnąć epidemia. Miejscowa, muzułmańska społeczność, o zupełnie innej, niż europejska, mentalności, może też przejawiać wobec strażaków agresję, obwiniając ich np. o niewłaściwe, bądź zbyt późne prowadzenie akcji ratowniczej.
Zambrzycki pamięta sytuację z Algierii, gdy Polacy, po błagalnych prośbach rodziny zaginionej dziewczynki, na własne ryzyko złamali zakaz prowadzenia poszukiwań nocą. Spotkali się z agresją tysięcznego tłumu i sami potrzebowali pomocy. Uratował ich polski dziennikarz, który, dzięki świetnej znajomości języka francuskiego, zdołał cudem załagodzić sytuację.
- Mam nadzieję, że w Pakistanie nie dojdzie do takich incydentów - mówi gdański strażak. - Na razie mam z chłopakami stały kontakt i wszystko jest w porządku. Zapasu żywności i wody wzięli ze sobą na sześć dni. W zniszczonym regionie spotkali już m. in. ratowników z Rosji i Niemiec.

Szymon Szadurski - NaszeMiasto.pl


Myślę, że możemy być dumni z takiej wizytówki PSP.
...........sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem.

Offline bulon

  • Elitarny spamer :)
  • VIP
  • *
  • Wiadomości: 2.521
  • www.heartsaver.pl
    • Kursy pierwszej pomocy
Grupy Poszukiwawczo Ratownicze
« Odpowiedź #1 dnia: Październik 12, 2005, 21:26:45 »
ze szkoda ze nie wyjechali jeszcze pozniej.
tam pracuja od poczatku amerykanie i poleuropy a u nas jak zawsze
Prywatnie zdanie wyrażam pisząc kolorem czarnym.

Moderuje przy pomocy koloru navy.
Każdy moderator ma swój kolor.

Offline wodnik

  • Weteran
  • *
  • Wiadomości: 658
Grupy Poszukiwawczo Ratownicze
« Odpowiedź #2 dnia: Październik 13, 2005, 16:26:20 »
To nie jest wina chłopaków z grupy, tylko prrrrrroceduuuur. Do działań wprowadzono ich też z opóźnieniem.
...........sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem.

Offline retro

  • Bywalec
  • *
  • Wiadomości: 98
Grupy Poszukiwawczo Ratownicze
« Odpowiedź #3 dnia: Październik 13, 2005, 16:36:57 »
Jakich procedur?????

Offline Miros

  • Stary Wyga
  • *
  • Wiadomości: 155
Grupy Poszukiwawczo Ratownicze
« Odpowiedź #4 dnia: Październik 13, 2005, 16:49:42 »
Mnie zastanawia co innego: ile oni tam pobędą. Bo zawsze tak było że po paru dniach ogłaszano-nie ma już szans na przezycie. I wszystkie grupy pakowały manatki. Tymczasem zawsze pózniej odnajdywano żywych i zawsze idiotycznie wszyscy trąbili-CUD! Ludzie cudów nie ma (chociaż w naszym zacofanym kraju wszystko jest uważane za cud: to że ruskim dokopaliśmy nad wisła-cud, to że Otylia przezyła wypadek-cud, to że ktoś  wyzdrowiał z kataru-cud, itd itp). Jest masa przykładów na to że ludzie w zawałach mogą przeżyć bez wody nawet do 10 dni a mając jakąś wode do dyspozycji nawet dwa tygodnie. Jak mądrze powiedział kiedyś pan Ryszard Grosset-nadzieja gaśnie dopiero z wyjęciem ostatniej cegły z gruzowiska. I nie kumam dlaczego po paru dniach wszystkie grupy odlatują mówiąc: już nie ma szans. Bo szanse nadal są!!!!!!

Offline fuoco

  • Bywalec
  • *
  • Wiadomości: 46
Grupy Poszukiwawczo Ratownicze
« Odpowiedź #5 dnia: Październik 21, 2005, 11:19:17 »
Bo pewnie chodzi o statystyki, które mówią, iż po tych paru dniach szanse znacznie maleją i odnalezienie kogoś żywego zdarza się sporadycznie – znacznie rzadziej niż w tych pierwszych dniach. Oczywiście jak mówisz ludzie się znajdują nawet po tych kilku dniach jednak to czy zostawiać tak długo ratowników na miejscu jest już problemem natury humanitarno – ekonomiczno – logicznej. Jak dla mnie nie taka prosta sprawa. Przyznaje Ci w każdym razie sporo racji.

Offline emer

  • Weteran
  • *
  • Wiadomości: 983
Grupy Poszukiwawczo Ratownicze
« Odpowiedź #6 dnia: Październik 22, 2005, 11:25:42 »
witam. mozna dyskutowac na temat sensu opuszczania przez grupy terenu pracy czy czasu mkiedy oni maja tam wyjechac, tak naprawde zalezy to od Tych na górze, to jest ich dcyzja, procedury blebleble itp. ale tak naprawde ja jestem jak najbardziej za Grupami i uwazam ze robią kawał dobrej roboty nawet jeśli pracują przez jeden dzień i wracaja z powrotem. sam chcialbym pracowac w GPR, byc moze kieyds sie to uda......

pozdrawiam

Offline kur

  • Początkujący
  • *
  • Wiadomości: 12
Grupy Poszukiwawczo Ratownicze
« Odpowiedź #7 dnia: Październik 23, 2005, 16:19:52 »

Czwartek, 20 października 2005

Polscy strażacy wrócili z Kaszmiru

Polskapresse 06:35



Krzysztof Gruca z labradorem na gruzowisku po trzęsieniu ziemi w pakistańskim Kaszmirze
(fot. GK / archiwum)

 
Wczoraj o godz. 6 z akcji ratowniczej w Kaszmirze wrócili sądeccy strażacy: Maciej Halota, Robert Kłębczyk, Krzysztof Gruca z Małopolskiej Grupy Poszukiwawczej PSP oraz Zbigniew Kałuziński z Jednostki Ratowniczo- Gaśniczej nr 2 w Nowym Sączu. Pojechali na miejsce tragedii wraz z grupą poszukiwawczą z Gdańska. Partnerami sądeczan w akcji były dwa psy wyszkolone do poszukiwań śladów życia w gruzowisku - labradory Gary i Bles.

Informacje o trzęsieniu ziemi, które zabiło dziesiątki tysięcy osób obiegły świat w niedzielę 8 października. Już następnego dnia strażacy byli gotowi do wyjazdu. Niestety podejmowana na szczeblu międzynarodowym i rządowym decyzja o ich udziale w akcji, zapadła dopiero we wtorek.

Na miejsce tragedii strażacy dotarli więc po kilku dniach, gdy szanse na odnalezienie żywych w gruzowisku były już nikłe. Ich pomoc okazała się mimo wszystko bezcenna. Przez cztery dni w szpitalu polowym sądeczanie udzielali pomocy ponad 700 rannym. Wczoraj po powrocie podzielili się wrażeniami i pokazali podczas krótkiej konferencji prasowej fotograficzną dokumentację akcji.

(IK)