Ich utrzymanie powinno być we własnym zakresie. I tyle w tym temacie.
Nie ma sprawy. W takim razie zlikwidować wszystkie służby (a potrafiło ich być 24 24-godzinnych w miesiącu), skoszarowanie, podległość służbową, szeroko pojęte "rejony", dyspozycyjność 24h. Dziadowskie jedzenie. Wrzucić wakacje od czerwca do października po każdym roku nauki, wolne wszystkie święta, soboty, niedziele. Dyspozycyjność niech idzie w niepamięć. Okroić ilość zajęć, zlikwidować zaprawy poranne, apele poranne i wieczorne. Wycofać całkowicie z COO, uniemożliwić akcje pt. 2 miesiące bez przerwy (może kilka /3-4/ dni, dosłownie) na wałach (powódź, wtedy, gdy studenci innych uczelni w upałach łapali opaleniznę na plaży lub pracowali wakacyjnie).
Przywrócić świadomość tego, że zaplanowane wolne będzie faktycznie wolnym, że nic (poza czynnikami zdarzającymi się "cywilom") nie zmieni jakichkolwiek, nawet najprostszych planów. Dać możliwość zaplanowania czegokolwiek - nawet głupiego transportu w stronę rodzinnych stron, żeby mieć chociaż 10% pewności na to, że dany plan się spełni. Wiadomo, trzeba sobie radzić, ale nie trzeba robić sobie celowo pod górę. Przywrócić coś, co nazywa się jakimkolwiek życiem osobistym, planami.
Po każdej służbie, często zakończonej kilkugodzinnym nocnym zapierodolem, niech będzie przynajmniej 1 godzina na odespanie, a nie powrót na apel i dalsze zajęcia, gdzie zamiast skupić się na nauce, walczy się z powiekami. A nieobecności (bo służba, bo delegacja, bo wyjazd COO, bo siły wyższe) - usprawiedliwiać, nie robić pod górę z zaliczeniem, nie mówić "to twój problem, radź sobie". Zlikwidować na czas studiów badania okresowe.
Wtedy
z przyjemnością podejmę się innej pracy (bo będzie taka możliwość) i sam się utrzymam. A praca ta będzie przyjemnym dodatkiem do szkoły.
A teraz na poważnie: (chociaż wyżej zmyślania nie było)Nie płaczę, nie żalę się, wiedziałem na co się piszę. Kocham i szanuję tę pracę, ale przez ciągłe wkurwianie się na ten system mam świadomość tego, że pożyję o kilka grubych miesięcy krócej (nie potrafię tego olać i przytakiwać, przepraszam). Uwierz, że nie jestem człowiekiem z przypadku, któremu ujebało się w głowie, że "eeee, to może do straży pójdę". Ale proszę - firek itp. - nie piszcie głupot.
Droga jest wolna, bramy SA/CS/SGSP, jak i KM/KP do naborów nie są zamknięte i nie słyszałem, żeby dokładali do nich kolejne łańcuchy i kłódki. Jeśli jest tak zajebiście - dlaczego nie widać Was w szeregach służby kandydackiej? Kraina mlekiem i miodem płynąca jest otwarta. Ziemia obiecana czeka.I wytłumacz mi proszę, Firek, jak wyobrażasz sobie możliwość utrzymania się samemu (a takowym nie jest ciągnięcie kasy od rodziców) w tego typu szkołach, zważając na powyższe? Jak widzę, nie masz bladego pojęcia o ich funkcjonowaniu i zasadach, którymi się kierują. Czekam na sensowną i konstruktywną dyskusję.
A jeśli nadal tak bardzo Cię to boli, spróbuj swoich sił w jednej z uczelni wojskowych - tam na start na łapę masz ponad 800 zł, zdecydowanie mniej służb i obowiązków.
aha...więc jeśli dobrze rozumiem, to jestes tam na przymus..niczym większośc chłopaków w MONie za PRLu...nie miełes wyboru i stąd twe narzekania?a wydawało mi się , że szkoły strazackie to świadomy wybór . tak jak mój ..do polibudy..tylko dlaczego ja kasy za to nie dostaję i nie narzekam?
Wpadaj do CS/SA/SG i ponarzekaj razem z nami. Albo teraz, tutaj, ale najpierw ustosunkuj się do tego, co napisałem w początku tego posta.
A ja zgadzam się ze zdaniem kolegi firka. I nie chodzi tu o zabieranie kasy komukolwiek. Owszem każdy z nich jest strażakiem ale strażakiem w służbie kandydackiej. W pierwszej kolejności jest uczniem danej szkoły - kadetem czy podchorążym ale uczniem. Jakoś studenci uniwerka czy polibudy kasy nie dostają a pewności o zatrudnienie nie ma. Ile.kosztuje wykształcenie aspiranta czy oficera? Zakladam że kilkadziesiąt tysięcy. Otrzymują wszystko za darmo na koszt podatnika - wykształcenie, umundurowanie, wyjazdy na różnego rodzaju wycieczki zagraniczne i krajowe i pewną państwową posadę. Więc nie widzę również i ja uzasadnienia dla tego typu praktyl.
j/w, poproszę o propozycję możliwości utrzymania się w obecnym systemie, jakim rządzi się służba kandydacka. ARGUMENTY, rzeczowe.
Ktoś też coś wspominał o stypendiach. Za średnią 4-z-małym-hakiem - 12,50.
ps. przed kandydacką, studiowałem 2 lata na cywilnej uczelni, także wiem co mówię.
Idąc Waszym tokiem rozumowania, służba przygotowawcza też nie powinna otrzymywać świadczeń pieniężnych. Przecież stażyści po 24h służby mają 48h wolnego, więc jakoś mogą się utrzymać w inny sposób, a niecałe 3 lata po kursie szeregowych to przecież nadal okres nauki. Po co w takim razie wypłata i inne przywileje?