Bardzo często podczas akcji "kominiarskich", przychodzi nam strażakom borykać się z problemem pożarów ukrytych. W swojej pożarniczej karierze spotykałem już np. belki drewniane przechodzące przez przewody kominowe, czy też kominki budowane bezpośrednio na drewnianej podłodze wg. zasad bezmyślnej głupoty domorosłych zdunów i innych "złotych rączek". Nie wiem jak tam w innych regionach naszego kochanego Kraju, ale u noju na Warmiji to hit ostatniego sezonu grzewczo - pożarniczego.
Pożar taki jest trudny nieraz do zlokalizowania, mimo użycia kamery termowizyjnej o czym przekonaliśmy się pewnego mroźnego, zimowego poranka. Ponieważ cały strop "świecił" zarówno od dołu jak i na górze trudno było stwierdzić, gdzie znajduje się źródło. Co prawda przyjechaliśmy do komina, ale podejrzanym wydawał nam się również kominek znajdujący się na przeciwległej ścianie od emitującego ciepło przewodu kominowego. Żeby było śmieszniej dym wydobywał się spod podłogi, ale w pomieszczeniu obok, jak również spod sufitu w pomieszczeniu niżej. Sąsiad z dołu zakomunikował, że właśnie zainstalował sufit podwieszany i nie życzy sobie mieć zacieków, o wykonaniu otworów rewizyjnych nawet nie chciał słyszeć. Stojąc w obliczu utraty dachu nad głową właściciel kominka, ze łzami w oczach wydał zgodę na użycie piły spalinowej. Postanowiliśmy spróbować przy kominku, gdyż w trakcie rozmowy okazalo się, że jest on dumą Pana domu z racji samodzielnego wykonania. Strzał w dziesiątkę i... ulga, że demolka była uzasadniona.
Czy miewaliście podobne dylematy dotyczące małych pożarów ukrytych i ewentualnych szkód materialnych wynikłych podczas akcji?