Rafał, a zastanawiałeś się, dlaczego za tą analizą ryzyka tak średnio przepadasz? Czy nie jest przypadkiem tak, że intuicyjnie wyczuwasz, że jest to rodzaj ściemy naukowej? Droga na manowce i fragment teorii nie dającej się zoperacjonalizować? Bo ja dokładnie tak to odbieram. Z tym, że nie czuję akurat wstrętu do słowa "ryzyko", bo jest ono jak najbardziej poprawne, zastrzeżenie mam do owej "analizy". Wiele razy słuchałem różnych naukowych guru omawiających temat kalkulowania (analizowania) ryzyka i zawsze scenariusz był ten sam. Obszerne wprowadzenie, rozwinięcie ze szczególną ekscytacją z prostej zależności między prawdopodobieństwem i kosztem i nieudolna próba (lub brak) zastosowania tej teorii w praktyce.
Dzieje się tak z uwagi na problemy z określeniem owego
prawdopodobieństwa. I tu dochodzimy do połowy prawdy - szacowanie ryzyka "ukradziono" bez modyfikacji ze sfery produkcyjnej (przemysłowej) i zaczęto o nim mówić w zakresie innych przestrzeni (ekonomicznych, społecznych, politycznych, bezpieczeństwa itd) tak o, z marszu. Efekt jest taki, że o ile w przemyśle (mam na myśli konkretny proces, maszynę, system) można określać całkiem śmiało prawdopodobieństwo wystąpienia czegoś (awarii, zatarcia, błędu itd), ponieważ istnieją wskaźniki liczbowe wytrzymałości, odporności, tolerancji, sprawności poszczególnych elementów, o tyle inne przestrzenie ich nie mają, bądź są one bardzo ale to bardzo nieprecyzyjne... Ale to jeszcze nie cała prawda.
Wróćmy do przykładu śmietnika.
Załóżmy
hipotezę - prawdopodobieństwo zagrożenia ze strony śmietnika jest w praktyce niewielkie.
(W istocie jest niewielkie, jeszcze nie oszalałem, ale przeanalizujmy to)
Najczęstszym sposobem radzenia sobie z nieszczęsnym prawdopodobieństwem jest analiza wsteczna zdarzeń. Jaki był stosunek zdarzeń niekorzystnych do ogólnej ich liczby. Z pewnością uzyskamy jakąś bardzo małą liczbę. Ale czy wolno było nam to zrobić. Otóż nie. Potoczne słowo "śmietnik" nie jest wystarczająco precyzyjne. Analogicznie nie zapytamy: "czy jazda samochodem jest ryzykowna?". Bez doprecyzowania jakim, po czym, przez kogo, w jakich warunkach uzyskana wartość dla nie ma większego praktycznego zastosowania, przynajmniej dla jednostki. Takie wskaźniki są wykorzystywane we wszystkich naukach "makro" makroekonomii, statystyce, a także w polityce. DAR gaszący śmietnik z tego nie skorzysta. Co innego jak zapytamy: czy kobieta z 2 letnim stażem jako kierowca, prowadząc nocą na drodze ekspresowej sprawnego technicznie trabanta - wiele ryzykuje? Co ja takiego robię w tej chwili - przybliżam teorię życia do teorii przemysłowej aby w miarę rzetelnie móc zastosować nieprzystającą do życia teorię ryzyka. Tak samo ze śmietnikiem. Śmietnik przydomowy, przyszpitalny, przywojskowy? A może ten sam śmietnik wypełniony w 1/3 albo w 4/5? A może ten sam śmietnik w typowy czwartek a po imprezie sylwestrowej? Cóż, życia nie starczy i notesu, żeby to policzyć. W każdej tej sytuacji doniczka na parapecie to nie ten sam kaliber rozważań. Doniczka jest skończonym problemem na tyle, że wartość prawdopodobieństwa można uznać za bliską prawdzie. Śmietnik to słowo -"pojemnik", może zawierać wszystko
Próba udowodnienia hipotezy może wyglądać trochę inaczej (zmiana kryteriów).
Twierdzenie.
To nie dlatego, że wcześniejsze doświadczenia wskazują na niewielkie prawdopodobieństwo zagrożenia ze strony śmietnika, ale inne obiektywne czynniki na to wskazują. Takie jak:
- względnie
niewielka objętość materiału palnego,
- względnie
niewielkie obciążenie ogniowe,
- niepalne opakowanie,
- i inne
Jeszcze raz- nie na bazie historii, ale na bazie innych uniwersalnych czynników można potwierdzić hipotezę, że zagrożenie ze strony śmietnika jest niewielkie. Ale zaraz, zaraz czy to jest jeszcze szacowanie ryzyka, czy już całkiem inne coś? Spokojnie, to nadal szacowanie ryzyka, tylko nie na modłę statystyczno-historyczną. To jeden z większych błędów stale popełnianych - uczepienie się jedynie historii jako metody określania prawdopodobieństwa.
No dobra, ale co z tego całego wywodu?
Można racjonalnie wybrnąć z zadania, omijając problem ryzyka jako wartości, zajmując się raczej
kosztem podjęcia ryzyka. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Moja ulubiona autorska metoda opiera się na
dowodzeniu kalorycznym Trudno przemówić czasem do ludzi, że powinni zapinać pasy w samochodzie, sprawdzać termin przydatności puszek do spożycia, ubierać czapkę w zimie czy stosować komplet zabezpieczeń danych do dyspozycji podczas gaszenia śmietnika. Zawsze znajdzie się ktoś mądry i doświadczony, kto powie:
ale po co, tyle razy to robiłem i nic mi się nie stało,
wszyscy tak robią,
jakbyśmy zawsze takie cuda musieli robić to dopiero by było etc.
Takie dyskusje nie mają sensu. Niektórzy ludzie muszą się przekonać na własnej skórze. Najgorzej jak nabierają doświadczenia na skórze innych. Chodzi o to, że powinniśmy się nauczyć, że pewnego minimum, w żadnym przypadku nie wolno naruszać.
Unikam chodzenia do lekarza ze skaleczeniami, bo ten zawsze wciubi zastrzyk na tężca. Mnie to się nie podoba, lekarz też nie tryska entuzjazmem, ale ktoś wyznaczył pewne minimum czynności (w tym przypadku nadmiarowość zabezpieczenia przed ryzykiem pewnie jest 1000 krotna, nie przypuszczam nawet, że gdzieś istnieją naukowe dowody w oparciu o liczby konieczności takiej prewencji. Po prostu. Ten wydatek kaloryczny (i finansowy) został wyznaczony i nie lekarzowi jest pisane dumać czy w tej danej sytuacji ma to sens czy nie. On ma myśleć tylko czy nie zrobić czegoś
ponad to, tu ma wykazać wiedzę i doświadczenie.
Przy okazji śmietnika takim standardem powinny być właśnie wspomniane: ubranie specjalne, hełm, kominiarka, ODO, zachowanie dystansu, rozpoznanie obiektu-śmietnika, torba medyczna w samochodzie.. Ile tego trzeba, żeby spełnić te wyśrubowane wymagania - 100 cal? Małe ryzyko - małe kalorie bezpieczeństwa, ale nie oszczędzajmy na nich. Dajmy szansę nie analizować czy można z czegoś zejść w dół w zabezpieczeniach, bo prawdopodobnie to niepotrzebna nadmiarowość. Patrzmy na wszystkie działania widząc stojące za nimi liczby wydatku energetycznego. Jeśli kontener ze śmieciami jest podejrzany dołóżmy 1 cal i opuśćmy przyłbicę. Jeśli tyka i świeci czerwoną diodą ściągajmy pirotechników