Jakieś 14-16 wyjazdów w ciągu tylko jednego tygodnia maja. Większość działań na własnym terenie związanych z lokalnymi podtopieniami gdy reszta jednostek gminy była "w rozjazdach". Raz się trafił dłuższy wyjazd na wały - a wtedy kwestie organizacyjne jak i współpraca z innymi jednostkami na 5 - generalnie dobrze wspominam.
Napewno podczas działań uświadomiliśmy sobie że pompy które mamy na swoim wyposażeniu to raczej sprzęt co najwyżej półprofesionalny żeby nie powiedzieć amatroski. Pompy typu Niagara czy szlamówki Honda WT nie są przeznaczone do tego typu działań. Takimi pompami to można jechać żeby wypompować wodę z kilku zalanych piwnic czy studni a napewno nie nadają się do długiej ciągłej pracy, a takie postawiono przed nimi zadania podczas powodzi. Stąd wielu niedoświadczonych mechaników OSP sprzęt zatarło.
Kolego z tym, że tej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy w czasie powodzi, to te pompy szans i tak nie miały, i ich zatarcie nie było kwestią ich złej jakości czy nieprawidłowej obsługi.
Pamiętam jak dziś jak 11 z JRG telefonicznie odmówił wójtowi pewnej gminy zadysponowania pompy wysokiej wydajności (w istocie były już gdzie indziej), uzasadniając, że 5 sztuk PO-5 z OSP wypompuje tyle samo wody. Już po skończonej rozmowie, stwierdził że to i tak nie ma sensu, bo woda będzie napływać w dołek, i to bez różnicy czy się zarżnie te PO-5, czy agregat pompowy. No może poza ceną naprawy/zakupu nowego sprzętu i tym, że agregat może się przydać krytycznej sytuacji w innym miejscu,
vide poruszona przez
redhot kwestia obrony ważnych strategicznie zakładów pracy (Ozimek, Jedlice).
Generalnie zarówno u nas, jak i na terenie całego kraju strażacy wiedząc o
bezsensowności prowadzonych działań jednak ulegali namowom ludzi i władz lokalnych i działali
tracąc siły i sprzęt. Czy to rozsądne, to nie wiem, ale wiem że trudno było odmówić...